Kiedy przez życie przetacza się jakiś huragan, gdy żyje się jak na wariackich papierach, wtedy człowiek docenia siłę domowego obiadu. Niby trywialna sprawa, posiłek zwykły – w dzisiejszych czasach z łatwością można zjeść go na mieście, zastąpić gotowym daniem czy choćby kanapką. Nie stoi się przy garach, gdy są ważniejsze misje do wypełnienia. To przecież tylko obiad. Olewa się go, gdy pracuje się do wieczora, kiedy w życiu dzieje się coś, co wytrąca z normalnego rytmu. Wtedy w ruch idzie jajecznica, pizza na telefon, hot-dog na stacji benzynowej czy inny bezmyślny zapychacz, który zagłuszy burczenie w brzuchu i doda paliwa.
Jednak na cienkim paliwie to za daleko się nie zajedzie. Czuję się ostatnio jak śmietnik – przepity kawą, zmęczony byle jakim jedzeniem. Ta bieganina ostatnich dni przed przeprowadzką daje mi już nieźle popalić. Bo teraz już tylko te kartony, markety budowlane i doglądanie wykańczania, sprzątanie, składanie mebli, jeżdżenie w tę i z powrotem. Potrafimy pół dnia śmigać na głodniaka aż dopada nas głód gdzieś po środku działu hydraulicznego, zaspokajamy go jakąś suchą bułką czy innym przysmakiem. Dzieci jedzą u babć, my też czasem się na jakieś resztki załapujemy, ja nie gotuję ostatnio prawie wcale. Aż dzisiaj nie wytrzymałam. Może i nie mam aktualnie żadnego prawdziwego domu, tylko dwie graciarnie, ale mam jeszcze resztkę jednej kuchni, dwie (lekko tylko omdlałe, ale jednak wciąż sprawne) ręce. Co więcej – w pustawej lodówce znalazło się nawet kilka więdnących warzyw. I wiecie co? Skwierczenie cebulki na oliwie ma jakieś magicznie kojące właściwości. Krzątanie się przy garach to jednak pięknie relaksuje. Jak ja lubię gotować, o rany! Dawno tego nie czułam tak mocno jak dziś, kiedy zawijałam pachnący kurkowy farsz w miękkich plastrach grillowanych bakłażanów.
Czasem intuicja podpowiada najprostsze rozwiązania na dyskomfort ciała czy duszy. To wspaniałe, że kwadrans z patelnią w dłoni niweluje wszystkie przykrości funkcjonowania wśród pudeł po sufit. Powrót do dawnej rutyny jak odświeżająca chwila wytchnienia w tym męczącym chaosie. Ten obiad smakował jak wszystko, czego potrzebowałam – był sycący, kojący, sprawił, że na moment zapachniało domem, nie kurzem zza szafy. Gotowanie to jednak piękna sprawa jest. A obiad to tyle więcej niż obiad. Krótkie przerwy od zdrowych nawyków potrafią zaowocować genialnym odkryciem. To danie oficjalnie przechodzi na naszego repertuaru na długo – kto by pomyślał, że tak się może skończyć ta dzisiejsza improwizacja na ostatniej niespakowanej patelni, zaserwowana na małym talerzyku, bo duże już w kartonie?
To jest coś, co koniecznie powinnaś wpisać na listę „do zrobienia” tej jesieni. Póki są kurki. Kiedy już zimno wieczorem. Ja na mojej mam jedną wyjątkowo ważną misję – „stworzyć dom”. Chyba już wiem, jak to zrobię, kiedy już poukładam ubrania w szafie. Ugotuję obiad!
Bakłażanowe canelloni
grillowane plastry bakłażana nadziewane kaszą z kurkami (ok.15 roladek)*
Składniki:
- 3 spore bakłażany
- 150 g kurek
- 150 g kaszy jęczmiennej
- 1 czerwona cebula
- 1 ząbek czosnku
- pęczek drobnego szczypiorku lub natka pietruszki
- oliwa, sól, pieprz
Przygotowanie:
- bakłażany umyć, odciąć czubki i pokroić wzdłuż na ok. centymetrowe plastry
- ułożyć je na tacy, skropić oliwą, oprószyć solą i odstawić na minimum kwadrans, by zmiękły
- ugotować kaszę, odstawić
- cebulkę i kurki pokroić drobno w kostkę i udusić na oliwie, posolić, dodać pieprzu
- kaszę wymieszać z uduszonymi na cebuli kurkami, dodać ząbek czosnku i zieleninę, odstawić
- rozgrzać patelnię grillową (może być też zwykła) i grillować plastry bakłażana przez ok. 2-3 minuty z każdej strony (ma być miękki wewnątrz i złotawy na zewnątrz, lecz zwarty, nie rozciapany)
- plastry bakłażana zdejmować na tacę wyłożoną ręcznikiem papierowym, lekko przestudzić i osuszyć
- na szeroką część bakłażanowego plastra kłaść czubatą łyżeczkę kaszy, docisnąć farsz palcami i zwijać plaster w roladki
- można podawać od razu lub podgrzać je jeszcze w naczyniu żaroodpornym: same lub ułożone na sosie pomidorowym, posypane serem żółtym, kozim lub fetą
*do tego nadzienia będzie pasować też wędzona szynka, por, cukinia, pomidory, do kaszy można zetrzeć trochę sera i zapiec
Co o tym myślisz? Zobacz komentarze lub dodaj własny komentarz
Przyznam się, że chyba raz w życiu jadłam bakłażany i były jakieś ociekające tłuszczem 😉 Wkrótce wypróbuję Twój przepis i może polubię się z tym warzywem 🙂
Ps.Cały czas „śledzę ” i podziwiam jak świetnie idzie Wam urządzanie miszkania, czekam na efekty końcowe i trzymam kciuki, żeby wszystko szło zgodnie z tym co zaplanowaliście. Przesyłam moc pozdrowień dla całej Rodziny :*
Wymiatasz Kochana!:) Na pewno spróbuję Twój przepis. Pięknie biało u Ciebie w mieszkaniu:) Wytrwałości!
Ostatnio zapiekłam sobie bakłażany zwyczajnie z mozarellą w piekarniku, doprawiając na ostro. I też było pysznie. Wersja z kaszą też brzmi nieźle i przede wszystkim treściwie. Można wykarmić faceta. Z pewnością wypróbuję.
Wygląda pięknie i z apetytem bym skosztowała, ale mój mąż by nie tknął a szkoda. A jak jest u Ciebie ?
Hmm dla pocieszenia my też mamy remont 😉
rąbał aż mu się uszy trzęsły 😉
slinka cieknie :))
A jednak użyłaś dwóch patelni 😉 😀 ;-*
zgiń przepadnij! taki cudny przepis a ja przed obiadem!!!
koniecznie wypróbuję, dzięki za inspiracje:)
Pięknie napisane, szczególnie ostatnie zdanie 🙂 Uwielbiam bakłażana!
lubię jeść kurki, ale nie mam cierpliwości do czyszczenia ich z piasku, zwykle zawsze gdzieś potem ten piach zgrzyta. Przepis bardzo fajny – taki z kategorii mało skomplikowanych i zdrowych jednocześnie.
Zazdroszcze tego ze lubisz i potrafisz gotowac! Jestes moim calkowitym przeciwienstwem w tym wzgledzie 🙂 Ja lubie tylko jesc, ewentualnie fotografowac jedzenie.
Kaszę to chyba trzeba ugotować pierwej jak bez zapiekania 😉