Kończy się listopad, ten parias wśród miesięcy, czas mroku i zawieszenia – już nie złota jesień, a jeszcze nie urokliwy okres przedświąteczny. Listopad to szarość i mgły, jakieś takie nielubiane brzydactwo pomiędzy rdzawym październikiem, gdy królują jesienne ozdoby do domu, a klimatycznym, czerwono-zielonym grudniem. Stylistyczne i życiowe nie wiadomo co, gdy aura zniechęca do częstych wyjść, a ciało spowalnia, domagając się snu i przytulania. W tym czasie szczególnie ważna staje się nasza jakość życia w domu, to z niego musimy czerpać energię, to w nim ładować się wszystkim, co najważniejsze: bezpieczeństwem i bliskością. To tu spędzamy najwięcej czasu nie tylko ze względu na porę roku, ale też ogólne przeniesienie ciężaru na domowość w kontekście pandemicznych ograniczeń i zmian stylu życia. Przez ostatnie niemal dwa lata mieliśmy dużo czasu, żeby o tym myśleć – zweryfikować nie tylko kondycję swoich relacji, ale też jakość tego domowego życia w sensie jego wygody, funkcjonalności i tego, jak czujemy się we własnych wnętrzach, gdy okresowo stawały się dla nas całym światem. Rodzinny dobrostan to kwestia zdecydowanie bardziej głęboka niż gustowny wystrój, jednak niezmiennie uważam, że dobry klimat domu to także – oprócz oczywistej bazy w postaci miłości i szacunku – stworzenie odpowiednich warunków do fajnego bycia razem. To także miejsce, w którym czujemy się dobrze; kolory, faktury oraz przedmioty, które poprawiają nastrój i pomagają przetrwać gorsze czasy.
Choć do lubienia listopadów wciąż mi daleko, już umiem się z nimi obchodzić, chyba przede wszystkim dlatego, że kocham nasz dom i dobrze mi tu z moją bandą, nawet (a może nawet szczególnie wtedy), gdy za oknem ciemność i plucha. Dziś we współpracy ze specjalistą od dobrej domowej codzienności – IKEA , chcę pokazać wam nasz sposób na ponure miesiące. Jego główną ideę najlepiej oddaje jedno słowo: dobrostan. Pasują tu też: łagodność, czułość, bliskość, równowaga i zwolnienie. To założywszy, jednocześnie mając potrzebę stworzenia barwnego, pozytywnego kontrapunktu dla wspomnianego burego brzydactwa, wykreowałam w naszym domu listopadową oazę. Dzięki odpowiednim kolorom i jesiennym dodatkom, stworzyłam kolorową wyspę na oceanie szarzyzny – jest na niej ciepło, soczyście, miękko i przytulnie, pachnie cynamonem i kakao. Jej mieszkańcy są dla siebie (zazwyczaj) życzliwi, (ostatnio) rzadko się spieszą, w wolnym czasie gromadzą się w centrum, moszczą się, kokoszą, robią sobie ciepłe napoje i smaczne przekąski, by później spędzać tam razem czas w iście listopadowym tempie – nieśpiesznie i leniwie.
KREOWANIE JESIENNEJ PRZYTULNOŚCI
Wiem, że do stworzenia przytulnej atmosfery potrzebuję odpowiednich kolorów, tkanin i światła, że przydają się miękkie poduszki, mięsiste koce i pledy, świece i korzenne ciasteczka. Bo gdy aura zniechęca do częstych wyjść, a ciało spowalnia, warto postarać się o takie detale, które sprawią, że dom stanie się najcieplejszym miejscem na świecie. Że będziemy się pławić w domowości i mruczeć z rozkoszy – tak będzie nam błogo i wygodnie. Zobaczcie, jak zmieniłam listopad z nielubianego brzydactwa w barwną przytulność, w której kokosiliśmy się upojnie we wszystkie popołudnia, wieczory i weekendy 🙂
NASZ JESIENNY SALON
Fazę rewolucji mieszkaniowych mam już za sobą, obecny układ i główne sprzęty doskonale nam się sprawdzają, jednak lubię zmiany, operuję więc detalami. Co jakiś czas odświeżam wygląd salonu nowymi dodatkami, lubię gdy są one adekwatne do pory roku. Jesienny wystrój domu to dla mnie przede wszystkim przytulność, a przytulność to tkaniny. Nasze główne jesienne dodatki do domu to właśnie tekstylia – karmelowe, rdzawe i miodowe, przełamane gdzieniegdzie moim ukochanym, energetycznym turkusem. Przede wszystkim poduszki o miękkich fakturach oraz mięsiste koce i pledy. Tych mamy w jesiennej odsłonie salonu całą masę! Naszą obszerną, narożną sofę z IKEA odświeżyłam na jesień całym zestawem cudownych, kolorowych poduszek i podszewek. Wybrałam trzy kolory z serii SANELA – z cudownie miękkiego, bawełnianego aksamitu, dla przełamania układu są też okrągłe m.in. złocista, arcymiła w dotyku KRANSBORRE z wypełnieniem z poliestru z recyclingu, więc super ekologicznie. Całości dopełniają wzorzyste akcenty – wielokolorowa jodełka HANNELISE i wygodna, podłużna SVAMPMAL, która jest idealna do podparcia pleców. Całość skomponowała mi się w moją ulubioną jesienną paletę, musztardowo-żółtą, z żywymi akcentami czerwieni i turkusu, uwielbiam to połączenie!
bambusowa taca – OSTBIT
POZOSTAŁE TEKSTYLIA W SALONIE
Tkaniny to nie tylko idealne jesienne ozdoby do domu i sposób na zmianę kolorystyki wnętrza, ale też zwiększenie przytulności poprzez wygłuszenie czy wysłonienie pomieszczenia. Kolejna jesienna nowość w naszym salonie to coś, na co długo nie mogłam namówić kolegi małżonka, a gdy mi się to wreszcie udało, przyznał mi rację 😉 Otóż wreszcie mamy firany i zasłony! Nasze wielkie okna były dla nas zawsze atutem tego mieszkania, jednak jesienią, gdy szyby częściej upstrzone są zaciekami od deszczu, a potrzeba intymności zwiększa się przy częstszym korzystaniu z oświetlenia, zdecydowanie przyjemniej jest, kiedy okno jest ozdobione tkaninami. Delikatne firanki LILL nie zmniejszają ilości wpadającego do wewnątrz światła, a przyjemnie je zmiękczają, sprawiając, że niskie, jesienne słońce nie razi już tak brutalnie. Zasłony fajnie domykają tę przestrzeń, przyjemnie otulają olbrzymie okno, poprawiając jego proporcje i dobrze wpływają na akustykę. Wybrałam zaciemniające zasłony VILBORG w jasnym, szaroturkusowym kolorze, które skutecznie zasłaniają nas od zewnątrz, a także nie wpuszczają do środka mocnego światła latarni. Rysunek tej części salonu stał się też przy okazji taki bardziej spójny i schludny, zdecydowanie lepiej się tu teraz czujemy.
Tkaniny, bez których nie może obyć się przytulny (nie tylko) jesienny salon to koce i pledy. Przewieszone przez fotel czy oparcie sofy, to najprostsza droga do ocieplenia atmosfery i stworzenia relaksującego klimatu. Wprowadzają do wnętrza nowe kolory i tekstury oraz czynią je przytulnym. Kto nie chce mieć ich na wierzchu, może przechowywać je w dużym koszu koło sofy lub schowku podnóżka – warto mieć takie miejsce, które pomieści więcej kocyków, dla wszystkich chętnych na drzemkę albo okrycie się podczas seansu filmowego. Fajnym rozwiązaniem są także narzuty, które nie tylko ocieplają i urozmaicają wystrój, ale też chronią meble przed zabrudzeniem np. przez zwierzęta. Nasza jesienna nowość to cudny, gnieciony pled VALLKRASSING w głębokim, karmelowym kolorze, który jest wykonany w 100% z bawełny z upraw zrównoważonych, jest nie tylko piękny, ale i trwały, a z każdym praniem staje się coraz bardziej miękki.
KĄCIK DO CZYTANIA I NAJWYGODNIEJSZY FOTEL ŚWIATA
Być może istnieją fotele nowocześniejsze i bardziej fikuśne, ale STRANDMON to taki ponadczasowy klasyk, słynny nie bez powodu – siadywałam na nim w kilku różnych zaprzyjaźnionych domach, niezmiennie zachwycając się jego wygodą. Tym jak cudownie podpiera głowę, jak się można w nim komfortowo umościć, czy to z podwiniętymi, czy wyciągniętymi nogami. Nasz stary fotel był jak muzealny rekwizyt – stał i kurzył się, niby nic mu nie dolegało, po prostu nie miał w sobie „tego czegoś”, co sprawia, że ma się ochotę zatopić w nim pod kocykiem. A ten „uszak” kusi, by przepaść z książką na długie godziny, pracować wygodnie z laptopem na kolanach, tulić dzieci, które jakoś wciąż ładują się tu na człowieka, a nawet przyciąć komara i obudzić się bez sztywnego karku. Absolutnie uwielbiam ten fotel i wciąż nie mogę się nim nacieszyć, to nasz najlepszy zakup do domu od dawna, totalny game-changer i wielki umilacz codzienności. Jego soczyście miodowy kolor pięknie ożywia wnętrza, ociepla je i urozmaica, kocham ten efekt! Stwierdzam też, że wygodny fotel to bardzo ważna sprawa w życiu, w pewnym wieku ląduje już wysoko na liście priorytetów 😉 A jeśli w sąsiedztwie stoi też dobra lampa podłogowa do czytania, jakiś mały stoliczek i podnóżek, to już w ogóle mamy ideał kącika dla statecznego czterdziestolatka 🙂 Jeśli chodzi o ten ostatni, to ja wybrałam rattanowy podnóżek ze schowkiem GAMLEHULT, którego nowoczesny kształt fajnie przełamuje tradycyjny wygląd fotela. Jest mniejszy i lżejszy od tych tapicerowanych, dzięki czemu bardziej mobilny – łatwo można przestawiać go od fotela do sofy, a dodatkowo trzymać wewnątrz książki i gazety. Jest świetny!
Zobaczcie dla porównania, jak salon wyglądał wcześniej – bez firan, zasłon, ze starym fotelem i innymi poduszkami:
NASZE JESIENNE RYTUAŁY – LENIWE WEEKENDY
No a jeśli chodzi o to, co najbardziej lubimy w tej naszej kolorowej, salonowej oazie robić, to przede wszystkim: kokosić się, tarzać, wylegiwać, mościć wśród poduszek, zakutać w koce i rysować, kolorować, czytać i oglądać. W tygodniu to najczęściej jednak krótsze, popołudniowe moduły z książką, jakieś takie rodzinne polegiwanie i pogaduchy przy muzyce albo szkolne powtórki pod kocem. Kiedy jednak przychodzi weekend z gatunku tych ciemnych i deszczowych, gdy ciężko wyrwać się choćby na krótki spacer, oddajemy się często lenistwu totalnemu. Zdarza nam się czasem przy niedzieli zostawać przez pół dnia w piżamach, przenieść na sofę swoje kołdry i uskuteczniać poranki filmowe, przeciągając się smacznie i tuląc – dla mnie to kwintesencja pławienia się w domowym ciepełku, idealnie leniwy czas tylko dla nas. Ostatnio weszliśmy na jeszcze wyższy level upojnego nicnierobienia za sprawą słodkiego śniadania, które robi się samo – odkryłam bowiem w IKEA przepyszne mrożone gofry i puszyste bułeczki cynamonowe. Wystarczy moment w piekarniku, by cały dom wypełnił się słodkim, korzennym zapachem, a po chwili już można wskakiwać pod kołdry z ciepłym śniadaniem, zajadać i oglądać. Nie mogę sobie wyobrazić nic bardziej rozkosznego od takiego poranka – to dla mnie kwintesencja rodzinnego dobrostanu. ♥
A teraz już wprost nie mogę doczekać, by dodać temu wnętrzu jeszcze szczyptę świątecznej czerwieni, trochę więcej lampek i świec, a potem rozpocząć te najfajniejsze domowe weekendy w roku – pachnące pierniczkami, wypełnione wspólnym pieczeniem, robieniem ozdób i oglądaniem gwiazdkowych klasyków kina familijnego. Życzę i Wam mnóstwo ciepła i przytulności na grudzień!
…
Wpis powstał we współpracy z IKEA. #reklama #lokowanieproduktu
Co o tym myślisz? Zobacz komentarze lub dodaj własny komentarz
HA! Już dawno, dawno temu pisałam Ci, że z firankami będzie +100 do przytulności 😀 :):):)
O jak ładnie… A co do rytuałów, och jak zazdroszczę – u mnie chaos i zniszczenie pod tytułem „10miesieczny bobas” i ZERO czasu dla siebie. I wiesz, przypominam sobie, że orzezmciez czytam Cię id czasów „sprzed Hanki” i o proszę, da się jednak przeżyć i doczekać :))))
Wow, takie współpracę to ja szanuje! Wpis jak ciepłe kakao ❤️
OMG jak mi bardzo brakowało Twoich wnętrzarskich wpisów!