W kalendarzu niby jeszcze wciąż lato, ale dla mnie wrzesień oznacza zwykle przejście w tryb jesienny. Może jeszcze nie koc i herbatka (choć i taki moduł zdarzyło mi się już w deszczowe popołudnie uprawiać), ale jednak już inny świat. Powietrze zaczyna pachnieć pierwszymi suchymi liśćmi, poranne chłody, szkoła, przedszkole i zupa dyniowa. Sukienki z długim rękawem, kawa z cynamonem, poszukiwania karmelowego trencza – taki panuje u mnie klimat.
Bo wrzesień to taki miesiąc przejściowy, adaptacyjny wręcz, chciałoby się powiedzieć. A ja, wracając z wakacji, czułam, że ta jesień będzie taka, jak ją sobie urządzę, i że muszę urządzić ją mądrzej niż żyłam dotychczas. Czuję się jak w pierwszych dniach stycznia – pełna pomysłów, energii i chęci do zmian. Lubię ten czas, kiedy wakacyjny chaos zamienia się w jesienną rutynę i mogę zorganizować swoje życie na nowo. Bo dla mnie wrzesień to chyba właśnie taki idealny czas na zaczynanie od nowa, lepszy nawet od stycznia. Zorganizowałam sobie więc, pomna swoich smutków i bolączek sprzed lata. I nie tylko, że koniec z białym winkiem co drugi wieczór i lodami na wycieczkach. Może to już starość, może to jest nudne, ale zaczęłam chodzić spać przed dwudziestą drugą i wielce sobie ten proceder chwalę. Zmęczeni dojazdami do pracy pewnie postukają się w głowę, ale ja właśnie zaczęłam dojeżdżać do pracy. Biuro, które miało służyć do wysyłania zeń książek, zamienia się powoli w miejsce, z którego piszę. I tak trzy razy w tygodniu mam zrobioną urodę już przed ósmą rano, by potem kawałek podjechać, kawałek podejść i jarać się tym ożywczym, porannym spacerem jak matka po przydługim wychowawczym. Bo dla mnie to jest nowa jakość, która dodaje mi wiatru w żagle – wyjście z domu w ładnej sukience, z sałatką w pudełku i kawą w termosie, przez parę godzin bycie bliżej miasta i ludzi. Trochę jakby bliżej własnej natury też. I paradoksalnie – trochę bliżej równowagi – bo pogodzona z myślą, że nie mogę być wszędzie i robić wszystkiego na raz. Przekonana, że od półżywej multitaskerki lepsza jest niedoskonała, może ciut mniej produktywna, ale uśmiechnięta – matka, żona i blogerka.
Napawam się tą chwilową stabilizacją, bo, że nie do utrzymania jest na zawsze, to jasne. Prędzej czy później coś się przecież musi wydarzyć, co ją zburzy. Tymczasem jednak zaczynam od nowa. Wśród pierwszych jesiennych liści, z sałatką w pudełku i kawą w termosie, uśmiechnięta i wyspana.
SAŁATKA Z KARMELIZOWANYCH GRUSZEK Z HALLOUMI, FIGAMI I TYMIANKIEM
Przepyszna! Słodko-wytrawna, lekko ziołowa, z miękkimi, ciepłymi gruszkami, chrupiącymi plastrami smażonego sera halloumi i orzeszkami. Dobrze smakuje także na zimno, ale wygrywa jedzona od razu, kiedy ser jest jeszcze miękki wewnątrz. Świetna na kolację, dla gości, do wina, zarówno jedzona sama, z chrupiącą grzanką albo jako dodatek do mięs (np. steków).
Składniki (na 2-3 porcje):
- 4 gruszki (jędrne, wręcz twarde)
- 1 czerwona cebula (duża)
- 1-2 figi
- 1 opakowanie (zwykle 225 g) sera halloumi (cypryjski owczy ser, do kupienia w Lidlu i Biedronce)
- garść orzechów pinii (lub innych np. włoskich albo pestek dyni)
- kilka gałązek świeżego tymianku
- 2 łyżki oliwy z oliwek
- 2 łyżki syropu klonowego
Przygotowanie:
- gruszki umyć, obrać, wydrążyć gniazda i pokroić na ćwiartki lub ósemki, z cebulą postąpić tak samo
- na patelni rozgrzać oliwę, wyłożyć nań gruszki z cebulą, oprószyć je szczyptą soli, posypać tymiankiem i dusić pod przykryciem (bez mieszania, można od czasu do czasu potrząsnąć lekko patelnią), na średnim ogniu przez 10-15 minut (czas uzależniony jest od twardości gruszek, mają wyraźnie zmięknąć, lecz nie rozpadać się)
- po tym czasie wlać na patelnię syrop klonowy i dusić przez kolejne 10 minut pod przykryciem, pod sam koniec zdjąć pokrywkę, zwiększyć ogień i zrumienić gruszki, dość często potrząsając patelnią (jeśli gruszki będą bardzo miękkie już po pierwszym etapie duszenia, można po dolaniu syropu od razu zwiększyć ogień i przejść do karmelizowania)
- na osobnej patelni uprażyć orzechy lub pestki, odłożyć je na bok
- oczyścić patelnię i usmażyć na niej halloumi – pokrojony w plastry ser układać na suchej powierzchni i zrumienić mocno z obu stron
- wszystkie składniki ułożyć na talerzu/półmisku: gruszki z cebulą, smażony ser, pokrojone figi, wierzch posypać prażonymi piniolami, dodatkową porcją świeżego tymianku, można też delikatnie skropić odrobiną syropu
Co o tym myślisz? Zobacz komentarze lub dodaj własny komentarz
Agnieszka, jak znajdziesz ten camelowy trencz, to daj znać, tez takowego szukam 🙂
A sałatką chyba zrobię, smacznie wygląda.
Wygląda apetycznie, a ja jutro robię sałatkę z grillowanymi brzoskwiniami z Twojego przepisu i zupę krem z pieczonych białych warzyw. Z kurkami, oczywiście 😊
Fantastyczna! Właśnie skonsumowałam i jestem
Zachwycona. Podajesz na ciepło?
Jem ją od dwóch dni. z lekkimi modyfikacjami bo do sklepu nie chciało mi się dymać po syrop klonowy. Jestem zachwycona połączeniem smaków i aromatem karmelizowanej cebuli z gruszką i tymiankiem. Mega. Nawet mąż mi ją wyjadał, co uważam za nie lada komplement, bo on gardzi „wynalazkami” 🙂
Ale ekstra! 🙂
Dziś, a jakże, też mam ją na lunch w fabryce 😉 z nerkowacami bo mi słonecznik wyszedł. Pyszka nadal 😀
Ekstra połączenie! U mnie z pekanami i też wyszło super. Muszę skoczyć po zapas halloumi <3
ooo tak, pekany też tu mega pasują!
Zdecydowanie! 🙂 Teraz dorwałam halloumi chilli, więc będzie jeszcze lepsza 😀
Sałatka cudna, przepyszna.. ale tak słodka ze chyba na kilka dni mi zostanie bo nie dałam rady jej podołać! Haha pozdrawiam!