A więc mówisz, że nie dajesz już rady? Że to za dużo dla Ciebie? Że nie masz już siły? Daj spokój, kochana, jesteś przecież kobietą!
A kobieta wszak to jest takie stworzenie, które potrafi pracować na dwa etaty, trzy, jedenaście. Być jednocześnie księgową, kucharką, kochanką, córką, matką, przyjaciółką, sprzątaczką, siłaczką. Potrafi jednocześnie gotować dwudaniowy obiad, planować wydatki, weekendy, wakacje, sprawdzać pracę domową i wysłuchać z uwagą, co u męża w pracy. Ma nie dwie ręce, a cztery, osiem, szesnaście, czy ile tam jej aktualnie potrzeba. One wyrastają na zawołanie, jak macki rannej ośmiornicy i wszystko, co trzeba ogarną, każdego przytulą.
Kobietę to w ogóle konstrukcyjnie bardzo zmyślnie wyposażono. Nie dość, że jest anatomicznie przystosowana do ścierki i mopa, to jeszcze ręce ma drobne – z łatwością wydłubie osad spomiędzy kafli, doszyje utracony guziczek, przyklei plasterek i poskłada wszystkie te koszulinki małe, co to facet może najwyżej swoimi grabiami wymemłać. A do tego umysłowość jej bardziej precyzyjna, oko mocniej na detalach skupione niźli męskie – nikt jak ona nie dostrzeże zaplutych pastą do zębów łazienkowych luster, plam na dywanie, skarpetek za łóżkiem, pokruszonych pod kuchennym stołem bułek. Kobieta jest z natury odporna na ból i niewygody – czyż nie dlatego skazano nas na okresy, ciąże, porody? Kobieta to jest takie stworzenie, które potrafi zająć się wszystkimi i wszystkim, nawet z gorączką, bólem głowy czy zęba. Nawet z bólem serca potrafi. Może nie jeść i nie spać, a ugotuje zupę na jutro, nadrobi zaległości w dokumentach, zmywarkę nastawi, zrobi listę zakupów oraz manicure. Taka jest już, gdy zostaje matką, sprzątaczką, siłaczką.
A więc – jak to – nie dajesz rady? Przecież kobieta to jest takie stworzenie, które natura wyposażyła w umysł – no, może nie tak tęgi, co męski – ale jednak taki, co zawsze wie, czego brakuje w lodówce, kiedy kto w najdalszej rodzinie ma urodziny, jaki kto z domowników ma rozmiar buta, kołnierzyka i majtek. Kobieta ma umysł taki, który zawsze rejestruje wszelkie potrzeby i ochoty swoich bliskich. I wtedy ona kupuje na śniadanie: jednemu serek waniliowy, drugiemu parówki, trzeciemu chałeczkę. Dzwoni zapytać, jak prezentacja, jak poszedł sprawdzian, referat, skok w dal. Dodatkowo obdarzono nas szóstym zmysłem, który pomaga wyczuwać nastroje, domyślać się, co się stało, dostrzegać smutny wzrok, usłyszeć ton głosu niepokojący. I intuicją jeszcze, taką, co typowo kobieca jest i zapobiega katastrofom: odcięciu prądu, zmoknięciu na deszczu, rozwojowi przeziębienia w zapalenie oskrzeli, brakowi papieru toaletowego podczas porannego szczytu w ubikacji.
Więc nie mów mi, że nie dajesz rady. Bo kiedyś nie było supermarketów, pralek, mikserów, organizerów ani samochodów, a jakoś dawały radę kobiety. I nie narzekały.
A Ty – serio – masz dosyć? Jesteś przecież kobietą, a kobiety wszak stworzone są do macierzyństwa. One rodzą się z tym powołaniem do noszenia na rękach ząbkujących niemowląt po sześć godzin z rzędu, do wstawania w nocy co trzydzieści minut, do zabaw w księżniczki, pociągi, zwierzątka – cokolwiek tam sobie zażyczą bombelki. Córusie, synusie, dzidziusie. Kobieta stworzona jest do ciućkania i gugania, nigdy nie ma dość tego lulania, miziania, dawania. Nie ma dość jęczenia, krzyczenia, marudzenia, tych tańców i śpiewów, odgłosów ciężarówki i samolotu. Nigdy dość łez, glutów, negocjacji, piaskownicy, ani Psiego Patrolu. Bo to kobiecy żywioł po prostu.
Więc nie mów mi, że masz dosyć. Kiedyś nie było kaszek błyskawicznych, bajek na tabletach, ani stoliczków edukacyjnych i jakoś nikt nie żalił się, że ma dosyć. Kobiety żadne.
A ty mówisz, że nie dajesz już rady? Że to za dużo dla Ciebie? Że nie masz już siły? Weź, nie wygłupiaj się, stara. Tak przecież jest już, gdy zostaje się matką, księgową, kucharką, sprzątaczką.
Siłaczką.
Co o tym myślisz? Zobacz komentarze lub dodaj własny komentarz
Jestem bardzo wdzięczna mojej mamie, że kiedy byłam nastolatką postanowiła przestać być siłaczką i zawalczyła o siebie i swoje potrzeby. Nigdy tez nie ukrywała, że początki macierzyństwa były dla niej trudne.
Dzięki temu ja w swój związek weszłam już bez tego bagażu oczekiwań, że ze wszystkim muszę dać radę. Nie muszę, nie chce i nie będę.
Mam nadzieje, że kiedy moja córka dorośnie to już będzie dla niej oczywiste, że odpowiedzialność za dom to sprawa obydwojga partnerów, fugi może posprzątać miła Pani do sprzątania, ciasto można zamówić, a strój na bal przebierańców można sklecić z tego co jest pod ręka zamiast nocą doszywać guziczki i skrzydełka 😉
Dziękuję :*
No właśnie. Nie daję rady. I jestem zmęczona. Bez sensu. Jak mogę? Taka ja… Z jednej strony chcę odpuszczać – pragnę tego i potrzebuje całą sobą, a z drugiej… jak to tak? Taka miętka jestem? Taka nic? Taki nieogar życiowy?? Słabo, oj, słabiutko z tobą, babko…
I nie umiem odpuścić. Sama się biczuję, że jestem do kitu. Ale nie umiem. I to wszystko we mnie siedzi. W mojej głowie. Jest tu ogromna chęć odpuszczenia. Ale to mało przecież. Bo tak naprawdę, to muszę wykonać przeogromny wysiłek, żeby umieć to zrobić…
Nie musisz być idealna. Nikt nie jest!
Bądź wystarczająco dobra. Powiedzmy na 80% kiedy masz świetny dzień i na 40% kiedy masz kiepski dzień 🙂
YES. YES YES YES!
idealnie w punkt, gratuluję
No tak jest, my Kobiety musimy nie raz być wszystkim i zawsze daje radę.
Bardzo mądrze napisane Aga!
Zawsze jak dajesz taki post to mam wrażenie że coś się stało i chcesz jakoś o tym opowiedzieć ale nie możesz wprost.
Nie odczytuj tego jak opis moich doświadczeń, czasem takie refleksje nachodzą mnie po różnych rozmowach z innymi kobietami, czasem kumulują się z jakimś moim przeładowaniem, ale generalnie – nie, nic się nie stało 🙂 Są po prostu takie okresy, kiedy różne obserwacje trafiają na podatny grunt mojego gorszego samopoczucia i wtedy powstają takie teksty.
No, to dobrze 😁
Uwielbiam takie teksty Polko. Bo skłaniają do myślenia. Bo powodują lawinę komentarzy i wymianę doświadczeń. Ja się, Miłe Panie, jakiś czas temu wyluzowałam, chociaż trochę czasu, płaczu i pracy to wymagało. Moja mama z dumną opowiadała, że „u nas to można jeść z podłogi”, myła okna co 2 tygodnie, obiad był zawsze o 14.30, a w weekendy bankowo domowe ciasto. I co? I wiecznie zmęczona, sfrustrowana, nigdy nie miała czasu, żeby usiąść z nami i obejrzeć film, bo zawsze coś było do wypucowania. Po roku od urodzenia dziecka i próbie doścignięcia „standardom” powiedziałam basta. Pracuję, jestem samodzielną matką z dwoma kotami i psem, czasami jemy na obiad makaron ze sklepowym pesto, czasem pierogi z garmażu, czasem ugotuję coś fajnego. W domu trochę piachu na podłodze, jeść z niej na pewno nie można, na drzwiach wisi lista zdań, która co ogarnia, zmywarka, stół, skladanie prania i takie tam. Świat w każdym razie w gruzach nie legł, a ja dzięki temu mogę usiąść i pogadać z moimi dziewczynami, pójść, poszlajać się po mieście, obejrzeć film. Nie dajcie się (sobie samym ;)!
Super! Moja mama tez kiedyś była jak Twoja mama – dom na błysk, ale okupione to zmęczeniem i brakiem przestrzeni na zwykłe pogadanie z dorastającymi córkami.
Dzień, w którym zdecydowała się zapłacić komuś zamiast samej umyć okna (nienawidziła tego) był początkiem pięknych zmian w naszej rodzinie 🙂
Dziś jest właśnie taki dzień! Aczkolwiek każda 4- latka szybko stawia na nowi i daje kopa do działania 😉 lecę więc do przedszkola 😉