Ku uciesze niektórych („nie rób mi tego” naprawdę ścisnęło mnie za serce) oraz strapieniu innych (odczuwanie bólu świata przy jednoczesnym posiadaniu Kitchen Aida musi przecież oznaczać kliniczną postać depresji) – żyję i miewam się względnie, powiedziałabym nawet, że całkiem dobrze. Nie targnęłam się na swoje życie, nie wylądowałam na oddziale zamkniętym, nie zachlałam się w trupa, ani nawet nie kiwam się w kącie pokoju. Nie szukałam pomocy ani też nikt mnie z czarnej dziury nie wyciągnął żadnym silnym ramieniem czy innym czułym gestem. Zgodnie z obrazoburczą dla poniektórych deklaracją, pozwoliłam sobie porozczulać się nad sobą, co miałam wyznać, wyznałam i akt ten miał z pewnością, co dla emocjonalnych ekshibicjonistów znamienne – nieco oczyszczający charakter. Nie modliłam się, nie poszłam też na zakupy, żadnym w zasadzie kompulsjom się nie oddawszy, wstałam dziś trochę silniejsza. Nie stało się to zapewne za sprawą witaminy D (którą przezornie, stosując się do Waszych porad, zaczęłam jednak suplementować), ani nawet „Feblika” (która to lektura zdecydowanie rozjaśniała mi mroki ostatnich kilku wieczorów). Stało się tak, bo stać się musiało. Bo z głębi czarnej dziury nie da się ogarniać życia. Bo znów jestem sama na kilka dni i wziąć w garść się musiałam. Bo obudził mnie rano przyklejony do mojej twarzy pulchny, ciepły policzek, a mała, aksamitna rączką zaplątana była w moją. Bo ich poczochrana właścicielka tuliła i tarzała się po mnie jeszcze z kwadrans po przebudzeniu, serwując mi ilość czułości co najmniej krzepiącą. Bo poszłyśmy obudzić Zośkę i oddałyśmy się kotłowaninie trzyosobowej, trójbabskiej właściwie, porannej, pachnącej dziecięcymi włosami, wypełnionej dziewczęcym chichotem, najlepszej. A potem włączyłam radio, zrobiłam sobie kawę, ugotowałam dziewczynom owsiankę, stałam w koszuli nocnej w ciemnawej jeszcze kuchni, patrzyłam jak jedna grzebie w talerzu, a druga pałaszuje zawzięcie już drugą porcję i pomyślałam, że mi nie wolno.
…
W gorszych chwilach nogi same niosą mnie do kuchni. Bo i kuchenna krzątanina zagłusza złe myśli, jak i jej owoce bywają pewnym lekarstwem na doła. Tym razem jednak jakieś resztki odruchu samozachowawczego powstrzymały mnie przed upieczeniem ciężkiego od czekolady brownie czy innych chrupiących ciasteczek. Gdzieś tliła się myśl, zapaliła się czerwona lampka, która ostrzegła mnie, że węglowodany i cukier ulgę przyniosą jedynie chwilową, i że w gruncie rzeczy nie jest to to, czego potrzebuje moje ciało, a już umysł tym bardziej. Postanowiłam przetestować hipotezę, jakoby życie bez cukru i mąki było weselsze. Poszłam w eksperymenta zielone, których głównym bohaterem uczyniłam jarmuż. Mimo jego zachwalanych szeroko zalet, nie zadomowił się u nas ten twardawy i mdławy kolega. Szukając jakiegoś ożywienia dla ciała i umysłu, postanowiłam dać mu drugą szansę. Dwie szansy konkretnie, bo przyrządziłam sałatkę i zupę. No i chyba się polubimy, wiecie? Życie jest jednak pełne niespodzianek.
Sałatka z jarmużu z mandarynkami i awokado
(ilość jak na zdjęciach)
Składniki:
- liście jarmużu (dałam dwie spore garście)
- kapusta pekińska lub sałata rzymska (ciut mniej niż jarmużu)
- 2 mandarynki
- 1 awokado
- czarny sezam
- na dressing: olej sezamowy, ocet ryżowy, sos sojowy, miód, sól pieprz
Przygotowanie:
- jarmuż i sałatę umyć, pokroić (osobno)
- jarmuż pochlapać oliwą i oprószyć solą, wetrzeć ją w liście, masując je jednocześnie, by skruszały, dodać kapustę pekińską/sałatę, pomieszać
- awokado umyć, obrać, pokroić w kostkę, mandarynki umyć i podzielić na kawałki, dodać do liści
- w szklance lub małym słoiku przygotować dressing z oleju, octu, sosu sojowego (po łyżce), miodu (łyżeczka), szczypty soli i pieprzu, wymieszać go dokładnie i polać nim sałatkę
- po wierzchu posypać czarnym sezamem
Przepis znalazłam u Joy the Baker
puszka i karty na przepisy – Funfetti Party Shop
Zupa cieciorkowa z jarmużem i kaszą jaglaną
Składniki:
- 200 g ciecierzycy
- 2-3 marchewki
- nieduża cebula
- seler naciowy (2, za przeproszeniem, pałki)
- jarmuż (ok. dwóch garści)
- pół szklanki ugotowanej kaszy jaglanej
- masło klarowane, kmin rzymski, sól, pieprz
Przygotowanie:
- ciecierzycę namoczyć na co najmniej 2-3 godziny, a najlepiej na całą noc, a następnie gotować przez godzinę w osolonej wodzie
- pod koniec czasu gotowania, przygotować warzywa: umyć, obrać i pokroić cebulę (w kosteczkę), marchewki i seler naciowy (plasterki)
- na patelni rozpuścić łyżkę masła klarowanego i zeszklić na niej cebulę, oprószyć kminem rzymskim (u mnie pół łyżeczki) i dodać do niej pokrojone marchewki i seler, posolić nieco i podusić kilka minut, aż nieco zmiękną
- kiedy ciecierzyca będzie już dosyć miękka, dodać do garnka, w którym się gotuje warzywa z patelni i dusić jeszcze kwadrans
- na koniec dodać ugotowaną kaszę jaglaną oraz umyty i pokrojony jarmuż, dusić kolejny kwadrans, przyprawić jeśli trzeba
Co o tym myślisz? Zobacz komentarze lub dodaj własny komentarz
Achh… No i znowuż obiad inspired by Polka u nas będzie 😉 Ja jarmuże pokochałam w aromatycznej zupie pomidorowej bądź w smoothie z ananasem, bananem i wodą kokosową 😉 Smakowitości, w dodatku zdrowe, najlepsze na braki słoneczne (wiosno wróć!).
Ooo, takie smoothie chcę! planuję resztę jarmużu zużyć do smoothies właśnie, ale nie chciałabym, żeby waliły kapuchą za mocno 😉 gdzie kupić wodę kokosową? to brzmi jak coś, co chciałabym wypić natychmiast!
Widziałam w Rossmannie wodę kokosową! I w Almie 🙂 Podobno najlepszy naturalny izotonik, ale nie próbowałam- dobry pomysł z tym dolewaniem do smoothie, zawsze lałam zwykłą mineralną. Ja daję do koktajlu dwie garści jarmużu, jedno kiwi lub jabłko, duży banan i ze trzy daktyle dla słodkości- nie wali kapuchą nic a nic 😛
Muszę kiedyś spróbować 🙂
Tyle się nagotowałaś a nikt nie skomentował…?
Coś nie mogę sie przekonać do jarmużu :/ Chociaż te twoje wytwory wyglądają całkiem apetycznie.
Ja pewnie bym miała mniejszego doła gdyby „kiciuś” stał w kuchni 😛
3maj się Kobito Biedna 🙂
haha, spadaj, nawet milionerzy czasem czują się jak gówno 😉
Polko znowu inspirujesz! Uwielbiam jarmuż, będzie sałatka!
My ostatnio też spróbowaliśmy i w sałatce bardzo nam smakuje. Kto wie, może też skusimy się na jakieś inne jarmużowe eksperymenty 😉 A poza tym, przesyłamy Ci Polko dużo uśmiechu i pozytywnej energii na te gorsze dni, które i u nas się zdarzają. Dobrze, że te poranne chichoty i obślinione buziaki wynagradzają wszystko i dają zawsze nadzieję na lepszy dzień 🙂 Ściskamy <3
Fajne propozycje ????
Ja coś nie mogę przekonać do awokado.. może kiedyś to minie!
ja też nie jestem jakimś wybitnym koneserem, ale w tej sałatce nie jest takie mdłe – dzięki mandarynkom i sosikowi lekko orientalnemu nabiera charakteru
No cóż, ja jednak poszłam w cukier. Tabliczka gorzkiej czekolady wedla z nadzieniem kokosowym (jakaś nowość) nie pozwoliła na siebie czekać :P.
Choć nie jestem na straconej pozycji i w „zielone” też się zaopatrzyłam na śniadanko. I znów wróciłam do porannej owsianki.
Za to nie mogę się polubić z kaszą jaglaną 🙁
Gosiu, że tak się jeszcze wtrącę- ja też nie lubię kaszy jaglanej, ale kupiłam płatki jaglane- smakują mi o wiele bardziej, a gotuje się tylko dwie minuty 🙂
To prawda, płatki są całkiem inne w smaku, mi trochę przypominają jakiś smak z dzieciństwa – jakieś kaszki, którą mi podawano 😉
Kochana Polko, przekonałaś mnie do tego zielonego. Dziś kupię jarmuż.
Mam nadzieję, że wyjdzie równie apetyczne jak Twoje.
Na marginesie, czy wiesz, że opisując swoje Dziewczynki rano posługujesz się językiem Jeżycjady… 😉
Skąd jest to świetne pudełko z kartkami na przepisy, proszę?
Miłego dnia!
Haha, przeczytałam jeszcze raz i chyba rzeczywiście przesiąkłam tym „Feblikiem” 😉 Ale to jest mega komplement dla mnie, bo ja ten język uwielbiam! A puszka i karty są z Funfetti Party Shop – link jest pod ostatnim zdjęciem 😉
Ja znowu poszłam w… dynię. Jest ciasto (pyszne! i cukru w nim mało). Jarmuż jestem w stanie przyswoić li tylko chyba gotowany, choc i taki napawa mnie… hmm… „niedopowiedzeniem” ;). Jednak spróbuje może? Dla zdrowia, dla przekonania, czy ta wersja mi podejdzie…? Ciecierzycę zawsze gotuję bez soli, solę na końcu. Inaczej jest za twarda.
o, dzięki za podpowiedź, moja taka twardawa właśnie, a gotowała się strasznie długo
🙂
dzieciaki mają tą cudowną energię, która nieprzytomnego postawi na nogi. Podobnie jak Ty, mam w domu takie dwie małe, cudowne bateryjki, i tak jak potrafią wyssać ze mnie cały wigor, tak potem jednym przytulasem potrafią go oddać z nawiązką. Głowa do góry kobietko, jest jeszcze tyle przyjemności przed nami… 😉
B.
🙂
Świetne przepisy i zachęcające zdjęcia, wypróbuję na pewno zwłaszcza zupę bo do tej pory robiłam chyba tylko z soczewicy i pomidorów z jarmużem a uważam, że sprawdza się w zupach. No i uwielbiam jak piszesz Polko, nie przestawaj :)) Buziaki ślę do czarnej dziury, każdy ma prawo do gorszych momentów, prędzej czy później one miną a już naprawdę całkiem blisko wiooooosna :))
już wyłażę na powierzchnię, dziękuję 😉
☺ Wiedziałam,że kto jak kto, ale Ty z całą pewnością potrafisz wyczarować wiosnę???????????? Dziękuję
Dobrze, że suplementujesz vit. D. 🙂
I nie lekceważ, proszę, „większych” smutków. Trochę mnie zmarwtiłaś poprzednim wpisem – piszę to z głębi serducha, bo ja szczęśliwie po depresji już, ale leczenie długie, żmudne i ciężko było okropnie, przez kilka lat. Obiecaj, że zadbasz o siebie 🙂 Ściskam z południa!
Dzisiaj gotuję zupę z jarmużem wg Twojego przepisu. Ciekawa jestem efektu końcowego. To moje pierwsze zetknięcie z jarmużem. Mam nadzieję,że będzie smacznie… Pozdrawiam i poproszę więcej takich intrygujących przepisów 😉
Polko! Właśnie moja zupka dochodzi i już wiem ze jest obłędna, bo próbowałam przy doprawianiu:) Ja dzisiaj serwuje do niej kotleciki rybne;) Przeraza mnie tylko jej ilość… A jestem tylko sama z mężem na placu boju… Myślisz, że mogę ją poporcjować i zamrozić? Btw, moja 2-latka uwielbia Twoje kotleciki z kaszy jaglanej ze szpinakiem:P Pozdrawiam:)