Zaczyna się niewinnie – od kołyski w kącie sypialni, kilku pastelowych drobiazgów na komodzie – jakiś misiek jeden z drugim, koszyczek z pudrami do tyłka (o których nie wiesz jeszcze, że nie będziesz ich używać), nawilżacz powietrza czy mała lampka. W łazience ręcznik nie pasujący do pozostałych i wanienka, której nie wiadomo gdzie postawić. Siedzisz z wielkim brzuchem i gapisz się na te cudne kocyki, skarpeteczki i smoczusie, nie wiedząc jeszcze, co Cię czeka. Już kilka tygodni później Twoje wymuskane, nowo urządzone na kredyt mieszkanie, w którym masz szafki na wysoki połysk, czyściutkie ściany i kremowy dywan, zmieni się nie do poznania. Jeszcze o tym nie wiesz, ale za moment już nie będzie czyściutkie, ani wymuskane, a połysk w swoim domu zobaczysz przez kolejny rok co najwyżej po czyszczeniu butelek. Najpierw zarośnie brudem, bo na nic nie będziesz mieć czasu, wszędzie będą walać się pieluchy tetrowe (tzw. tetraki), pokryte na wpół strawionym mlekiem (tzw.ulewki). W wersji hardcore (a każdy przerobi choć kilka takich dni), będą walać się też zużyte pampersy, bodziaki zasrane po pachy, smoczki, butelki, miarki do mleka. Każda kolejna pielgrzymka rodziny i znajomych będzie przynosić w darze kolejne grzechotki i pluszaki rozmaitej urody, które, namnożywszy się, zajmą miejsce w koszu, w którym dotychczas trzymałaś swoje szale. Ciuchów, kocyków, pieluszek i bucików z czasem zrobi się tyle, że wyprą z szuflady obok Twoją bieliznę (z której i tak po porodzie mieścisz się tylko w co bardziej rozciągliwe gacie, więc luz). Prędzej czy później, miejsce na kuchennym blacie, na którym stał dotychczas Twój ekspres do kawy zajmie podgrzewacz do mleka czy inna suszarka do butelek, a na środku salonu, na tym pięknym, kremowym dywanie, o którym tak marzyłaś, będzie stała mata edukacyjna w kolorach pierwotnych. Na kaflach w łazience (tych sprowadzanych prosto z Włoch, w kolorze cappuccino) zawiśnie wielka siata na przyssawki, będziesz w niej trzymać cały arsenał piszczących kaczuszek i nakręcanych motorówek, których nie opłaca się nigdzie chować, bo zanim wyschną, trzeba organizować kolejną kąpiel. Tak, pora powiedzieć to głośno – dziecko zabierze Ci to, co kochasz i nie chodzi mi tylko o wieczory w wannie z bąbelkami i winem. Mieszkanie Ci zabierze. Wlezie z butami do sypialni w stylu prowansalskim, w której białe jest już nie tylko łóżko, ale i Wasze małżeństwo. Zawłaszczy półki, szuflady, blaty, metry kwadratowe, totalnie nieproporcjonalnie do swoich rozmiarów. Upstrzy i upstrokaci te Twoje biele i beże. Zagryzda ściany, nawciera bananów w sofę i zaślinionych biszkoptów w dywan (ten kremowy), powyrywa listwy przypodłogowe (true story). Rozrzuci swój dobytek WSZĘDZIE i mam na myśli absolutnie WSZĘDZIE, a jak się znudzi, to rozpierniczy Ci i Twój dobytek tak, że po kilku tygodniach poszukiwań będziesz wyciągać swój pędzel do pudru spomiędzy torebek mąki.
Pora powiedzieć to głośno – dzieci niszczą nie tylko brzuchy i cycki, ale i mieszkania. Zamieniają nasze wymarzone gniazdka w pstrokate rudery. I jak generalnie je lubię, to gdy widzę dziecko po malowaniu farbami lub spożyciu czekolady w pobliżu ulubionych tkanin, truchleję. Jest wiele możliwości, strategie radzenia sobie z tym problemem są wielorakie. Odrzucam wariant z zamianą mieszkania w krajobraz po wybuchu nuklearnym oraz ten „na Dextera” – z użyciem folii remontowej. Ja narażam się na przytyki, że oto zboczona jestem, gdyż kupuję dziecku nocnik w kolorze łazienkowej ściany – szary. Oraz na niedowierzanie – że mam porządek. Ja po prostu nie godzę się wszechobecną brzydotę, na kolorystyczny chaos i do stylistycznych niespójności nie dopuszczam. Ekspansji terytorialnej, brudu i zniszczeń nie da się powstrzymać, to jak walka z wiatrakami. Jedyne, co mogę zrobić, by nie oszaleć, to upodabniać te dwa światy – dorosłych i dzieci. Pokochać kolory i artystyczny nieład, budować go z przedmiotów, które są ładne i do siebie pasują. Nie da się udawać, że nie ma się dzieci i tkwić dalej w tych szafkach na wysoki połysk i kremowych dywanach. Infantylizować ogólnorodzinne sprzęta, dzieciarni selekcjonować zgodnie z własnym gustem – to estetki recepta na przetrwanie.
Na zdjęciach wystąpiły produkty z mojego kochanego Amazing Decor:
królik dzidziuś – Maileg
talerz melaminowy w kropki – Rice
talerz melaminowy z turkusowym króliczkiem – Maileg
talerz melaminowy z czerwonym króliczkiem – Maileg
miseczka melaminowa z turkusowym króliczkiem – Maileg
miseczka melaminowa z czerwonym króliczkiem – Maileg
plastry Strongman – Rex
kakao imbirowe – Nicolas Vahe
sól szalotka i burak – Nicolas Vahe
Bananowe pancakes
Składniki:
- 2 dojrzałe banany
- 1 jajko
- 200 g serka ricotta (lub innego gładkiego, naturalnego serka, byle nie te napowietrzane azotem)
- 3-4 łyżki mąki pszennej (u mnie pełnoziarnista)
- 1/3 łyżeczki sody oczyszczonej
Przygotowanie:
- banany z jajkiem zmiksować blenderem ręcznym na gładką masę (pewnie wystarczyłoby rozdziabać widelcem, ale mam wrażenie, że to blendowanie fajnie napowietrza masę i sprawia, że placuszki są puszyste)
- dodać serek i sodę, wymieszać na gładką masę
- dodawać mąkę po łyżce do uzyskania gęstej, kremowej konsystencji (to będzie zależało od rozmiaru i dojrzałości banana i gęstości serka, miałam nieduże banany i gęsty serek, użyłam 3 łyżek)
Co o tym myślisz? Zobacz komentarze lub dodaj własny komentarz
Ale czy ta soda to najzdrowszy składnik? Bez niej chyba też by wyszły…
Pewnie tak, ale nie planowałam zrobić placków z samych najzdrowszych składników. Bez paranoi, błagam!
A mnie wczoraj styralas za kostki warzywne 😉
Soda jest bardzo zdrowa…!
Istnieją nawet przepisy na picie sody w zwalczaniu nowotworów i w profilaktyce nowotworowej…
Poza tym soda ma właściwości odkwaszające organizm (a co za tym idzie i odgrzybiające) i zalecane jest spożywanie jej nawet codziennie… 🙂
Rozumiem, że zdjęcia były robione już jakiś czas temu bo ponoć po urodzinach Zosi został zbity słoik z kranem a teraz jest na zdjęciach?
Detektyw – inwektyw 😉 Tak, zdjęcia były robione przed urodzinami.
Nie gniewaj sie prosze ale to dowodzi ze ost jakoś sie nie przykladasz do postów bo zdjęcia tu w ogóle nie pasuja do dzisiejszego tekstu spodziewałam sie ze ujrzę pełno dziecięcych gadżetow a nie placuszki pewnie zostanę zjechana z góry do dołu albo w ogóle skazujesz moja opinie ale tak czyje jako Twoja stała czytelniczka pozdrawiam
Daleko idące wnioski wyciągasz, bo że nie pasują, to masz prawo tak uważać, ale że się nie przykładam? To już właśnie jest ten rodzaj oceniania, którego nie lubię, który ociera się o hejt, nie jest konstruktywnym wyrażeniem opinii, tylko niesprawiedliwą oceną. Nie kumam tego, serio.
Paulina pozwolę sobie nie zgodzić się z Tobą. Zdjęcia jak najbardziej pasują, pokazują, że w naszym życiu nie tylko na etapie niemowlęcym pojawiają się nowe dziecięce gadżety, np. te talerzyki są dla starszych dzieci, zdjęcia są uzupełnieniem tekstu, podkreśleniem , że wraz z wkroczeniem dzieciaczków pewne rzeczy się przewartościowały. I możemy sobie narzekać, ale radość z tego, że są w naszym życiu takie kochane potwory jest większa niż drobne niedogodności :). Polka bardzo ładne focie pozdrawiam.
Paulina, naprawdę? Nie masz lepszego zajęcia aniżeli wyszukiwanie niespójnych detali i oraz hejtowanie prac innych? Właśnie odkryłam bloga Polka Dot i jestem pod wrażeniem każdego artykułu znajdującego się na tej stronie. Skończyłam czytać powyższy, zerknęłam w komentarze i prawie spadłam krzesła.. Serio? Co za durny i bezsensowny komentarz! Nie przywykłam do zostawiania komentarzy pod postami ale tym razem musiałam to zrobić. Nie wierze ze są ludzie którzy piszą takie głupoty… Polka – trzymasz poziom. Jest super :*
Srsly?!
Kolor majtek Polki też śledzisz tak wnikliwie? :p
Półka, usmialam się niesamowicie, dzięki, tego było mi trzeba w niekończących się chorobskach dzieci 😀 ta mata, patrzę na nią właśnie i myślę, kiedy starsza przestała z niej korzystać 🙂 i ten pędzel, znalazłam po 4 miesiącach, jedyny cudowny do cieni do oczu, w puszce z wszelkimi przyprawami… Love love love 🙂 :*
hahaha, no widzisz, czyli to normalne 😉
Ja też mojego pędzla szukałam kilka tygodni i u Emi był oczywiście ????
Polka, usmialam się niesamowicie, dzięki, tego było mi trzeba w niekończących się chorobskach dzieci 😀 ta mata, patrzę na nią właśnie i myślę, kiedy starsza przestała z niej korzystać 🙂 i ten pędzel, znalazłam po 4 miesiącach, jedyny cudowny do cieni do oczu, w puszce z wszelkimi przyprawami… Love love love 🙂 :*
❤ Dzisiaj znalazłam gąbke do podkładu w rękawie kurtki mojej córki…a ona ma niecałe 14 miesięcy, więc boję się co będzie pózniej ????
jeszcze niejedną dziwną rzecz znajdziesz w dziwnym miejscu, to pewne 🙂
Później jak już są nastolatkami trzeba wszystko nosić w torebce 🙂 a szczególnie pilnik nożyczki i pensetę. Nie spodziewajcie się również że lepsze szampony, dezodoranty, kremy i białe skarpetki będą tylko wasze 😀
Wszystko sie zgadza. Ja nie ogarniam mojego domu…mam wrazenie,ze rzeczy sie mnoza;))))) wciaz pelno a wciaz wyrzucam,wydaje i staram sie oczyszczac przestrzen. Myslalam,ze jak zamieszkamy w domu,bedzie latwiej a tu niestety….dzieci kolo roku sa dla mńie najbardziej inwazyjne;)))))) najwieksza radosc sprawia mi pozbywanie sie sprzetow podzieciecych typu lezaczki ,karuzele,chwila oddechu a tu znowu rowerki,jezdziki itd
Ja już nie pamiętam, kiedy to się kończy, ale marzę o dniu bez ciągłego sprzątania 😉
Mnie to sprzątanie doprowadza do szaleństwa, odpuściłam częściowo ale jaka to magia, że jak tylko jestem w ferworze np.sprzątania łazienki Antonio się budzi…grrrrr. Dzieciaki mają wyczucie sytuacji
Jest taka legenda, że te dzieci kiedyś podrosną i będą same sprzątać, a my tylko będziemy je doglądać popijając kawę na (czystej już) kanapie… ????????
hahha dokładnie tez lubię te chwilę oddechu od podziecięcych sprzętów choć nie trwa ona długo;)
Polko ja tez nie znoszę rozgardiaszu i bałaganu wokół, źle mi z tym i tyle. Wiadomo, że małe dziecko nie będzie siedziało nieruchomo na środku pokoju grzecznie trzymając w ręku jedną (dizajnerską of kors) zabawkę 😀 Ja mam tak, że nawet będąc na wychowawczym obowiązkowo co rano malowałam fejsa ( podkład, rzęsy), myłam i prostowałam włosy, żeby za każdym razem patrząc w lustro zobaczyć w miarę ogarniętego człowieka. Po prostu lepiej mi z tym było na duszy, lżej. Może zboczone ale mi z tym było dobrze;) Podobnie ze sprzątaniem, systematycznie po każdym armagedonie ogarniam przestrzeń, by na nowo zmierzyć się z tajfunem 😀 życie.
Zdjęcia i Twoje wnętrza powalająco cudne, (w dodatku czyste i co chwila na insta ktoś Cię za to wzywa do odpowiedzi – no jakżesz można? ;):D ) a zdjęcie przytulonych dziewczynek to po prostu cudo nad cudami !!!
pozdrawiam
A co robisz z gratami, które przynoszą ludzie w prezencie ?
Nic, są no. Trzymam zabawki w szafce, koszach, pudełkach, generalnie większość jest jakoś tam zamknięta czy schowana. Na wielkogabarytowe prezenty we wspólnym pokoju już nie ma miejsca, nieważne – ładne czy brzydkie, po prostu już się nie mieszczą.
Czytam Twój post, podnoszę głowę i widzę: klocki Lego to tu to tam, piłkę, wózek na klocki i bujajacego się konika. A poza tym pudła z resztą zabawek. To jest naprawdę true story:) a i kanapa od wczoraj zaklejona bananem…
Jezu, no właśnie to żarcie wcierane we wszystko, co się da jest najgorsze. Niby staram się, żeby jedzenie odbywało się tylko przy stole, w krzesełku, ale w praktyce czasem drapnie coś i robi masakrę
Tekst totalny 🙂 Ja właśnie siedzę z wielkim brzuchem (jeszcze dwa miesiące) i ślinię się na te wszystkie cudne, małe ciuszki, mięciutkie kocyki itp. Ale już powoli moja komoda stała się jego komodą, a na półce z perfumami zawitały oliwki, waciki i inne straszne akcesoria dla mamy w połogu. Mieszkanie po remoncie, zrobionym specjalnie dla niego, a ja już czuję jak odbiera mi naszą sypialnię 🙂 Ale chyba to wszystko warte zachodu, kiedy czuję, jak po brzuchu przesuwa mi swoje małe stópki czy co tam innego posiada. Zobaczymy, na szczęście na 50 m2 jest jeszcze pies i kot, więc może młody nie zrobi wielkiej różnicy 🙂
Cała prawda. Spustoszenie totalne. Jeszcze dodam, że chciała sobie matka zrobić nastrój wieczorem i zapaliła świeczki, po czym przyszedł szkodnik lat 6 i wosk poleciał w dywan ręcznie tkany. No i masz, żelazko w ręce i pół godziny machania. Konia bujanego wyniosłam do piwnicy, bo nie dość że korzystała z niego raz na miesiąc to jeszcze nie mógł znaleźć swojego miejsca. Wymieniać tak można bez końca. Ale kocham moje dziecko najmocniej na świecie, choć nie da się ukryć, że jest mistrzynią ekspansji.
Mam wrazenie, ze bylas u mnie w nocy i to wszystko opisalas;) nawet wloskie kafle w kolorze cappucino sie zgadzaja;) jedynie dywanu nie mam;) 3 tyg Ptys lezy kolo mnie w bialym lozku a 3 latka wlasnie wciera monte w moja sofe….
haha, jestem czarownicą! 😉
A ja myślę, że to wszystko kwestia podejścia do sprawy, samozaparcia i umiłowania porządku.
W moim przypadku jest chyba podobnie jak w Twoim – ja po prostu muszę mieć czysto i już. Inaczej źle się czuję, mam nerwa i jestem nie do zniesienia.
I mimo dwójki dzieci w wieku 4 i 1,5 udaje mi się ten porządek utrzymywać. Fakt, czasem nie jest poodkurzane na czas, czasem różne dziecięce graty walają się tu i ówdzie, ale sprytnie zaganiam towarzycho do sprzątania (przy mojej pomocy oczywiście).
Poza tym nie pozwoliłam dziecięcym gadżetom zdominować naszego domu – mają swoje miejsce i już. W końcu dorośli są tak samo ważni jak dzieciaki i potrzebują swojej dorosłej przestrzeni z tylko i wyłącznie dorosłymi rupieciami. To dla mnie bardzo ważne – dla zdrowia psychicznego 🙂
I nie ubolewam nad tym, że w sumie to cały czas coś muszę robić – po prostu nie umiem usiąść bezczynnie, kiedy widzę, że jest coś do zrobienia 🙂
PS. Nocnik też kupiłam pod kolor łazienki 🙂
haha, witam w klubie! niestety mimo najszczerszych chęci czasem każdy traci kontrolę nad tym wszystkim, zwłaszcza, jak dzieci są na etapie wywlekania rzeczy z szafek…non stop! 😉
O taaak… Może to śmieszne, ale gdy okazało się, że jestem w ciąży, przed oczami nie ukazał mi się śliczny, słodki bobas, a pomazane ściany, kanapa i bałagan w całym domu… No i teraz, jako że choruję na (chyba w moim przypadku na nieuleczalny) pedantyzm, macham tym mopem, odkurzaczem, biegam ze ścierą dzień w dzień… Ale i tak, patrząc na to moje małe tornado, nie cofnęłabym czasu 🙂
Tylko te kolory…. ech, razem z mężem staramy się, by zabawki były w miarę estetyczne, ale co z dziadkami? Jak im powiedzieć, że może niekoniecznie pstrokaty plastik-fantastik… ? 😉
pozdrawiam!
A, to jest temat na osobny tekst…te zabawki niechciane, ech. Niby z serca dawane, i dzieciak szczęśliwy, a ty się czujesz jak wyrodna matka, zastanawiając się, gdzie by to upchnąć w najmniej widocznym kącie 😉
Och, Polka, no kochana jesteś, no 🙂 Tylko szkoda, że te zabawki w pasujących kolorach takie drogie są… A na dziadków mam sposób – po prostu dostają mailem listę akceptowalnych prezentów z moich ulubionych sklepów i dopiskiem, jak bardzo szczęśliwe byłyby ich wnuki, gdyby dostali coś takiego 😉 …No dobra, to moje marzenie, żeby jednak to kupili, zobaczymy, co tam znajdziemy pod choinką 😉 Ale z drugiej strony te brzydkie, nie pasujące kolorem zabawki tak łatwo się „gubią”… ;P
To fakt, przedziwne, jakby przyjemniejsze kolory były droższe same w sobie. Też czasem sugeruję, ale nie zawsze się da i nie zawsze wypada tak wybierać za nich. A o ile łatwej znieść obecność tych zabawek we własnym pokoju czy kuchni czy są spójne z resztą mieszkania, wtedy bajzel nie taki straszny 😉
Piekna foto stylizacja!. Powinnaś robic sesje zdjęciowe słodkościom. Słodki fotograf. Mam juz dosyć zdjec w stylu jadlonomi na starych drewnianych stołach upapranych resztkami jedzenia tak „nonszalancko”. Wszędzie tylko te mroczne foty burgerów z cieciorki. Lubilam takie klimaty ale miarka sie przebrała. Kazda reklama tez jest taka. A u ciebie taka radość , slonce, lekkość. Az chce sie żyć.. I wpier***ać z uśmiechem omn omn omn ????????????????
hahaha, „mroczne foty burgerów z cieciorki” 🙂 🙂 🙂 cudowne! Masz rację, że ten klimat już lekko zużyty, choć mnie wciąż zachwyca, tylko, że ja tak nie umiem niestety 😉
Boski tekst. Myślsłam że jestem w mniejszości. I że to może moja nienajlepsza organizacja sprawia że ciagle jest sajgon. Mam też teorię że im mniejsza przestrzeń tym większy bałagan. A może kiedyś za tym zatęsknimy ? W każdym razie bardzo zazdroszczę bałaganiarzom, chyba są szczęśliwsi 🙂
P.S korzystając z chwili spokoju
( drzemki i przedszkola ) moczę stopy w misce bo stylizację miały na hallowen.
Oj prawdę piszesz Polko 😉 dobrze jest wiedzieć , że nie jest się osamotnioną w tej walce z wszędobylskimi gadżetami dziecięcymi i poszukiwaniami zaginionych pomadek, czy znajdowaniu łyżeczek po jogurcie w swoim bucie 😉
Dlatego ja pokochałam kosze, pudelka i wszystko po zabawie upycham do szafy.
Nie umiem usiedzieć spokojnie nawet gdy jedną szklankę brudną widze w zlewie…ehhh.
A ostatnio cokolwiek kupię musi pasować do wnętrza…zboczenie na stare lata :PP
bo nie lubię chaosu.
Przechodzę to tornado od dobrych 10 lat (!?), odkąd pojawił się Pierworodny. Aż wierzyć się nie chce, że wciąż jeszcze w tym siedzę (już nie z Jego, of course, powodu ;)). Szarańcza Młodsza, w wersji niecałe 2 lata różnicy między rodzeństwem, skutecznie od lat paru, zamienia mój dom w… pobojowisko. Choć (sic!) potrafią już sami trochę posprzątać (najlepiej wychodzi to Średniemu- lat obecnie tylko co skończonych- 6). Największą bałaganiarą jest Najmłodsza Szarańcza (lat 4). Ta, skutecznie bawi się do bólu, zjada swoje kozy (matko, jak to w ogóle możliwe jest?!) oraz rozwala, rozpieprza, roznosi, każdy kąt, w którym chwilę wcześniej, ze sporym umiłowaniem malowała obraz, wycinała, bądź przepięknie bawiła się królikami czy tymi cycatymi kawałkami plastiku z mega włosem i mega łysiną jednocześnie ;). Estetyczne zamiłowanie do dziecięcych elementów wystroju wnętrz jest mi bliskie. Pewne rzeczy muszą w tym wypadku zostać wyeliminowane. Najczęściej te, które przynosi, niczego nie świadom, zewnętrzny świat 😉 (czytaj babcia, dziadek, gość). Choć babcia, o wyrobionym guście raczej pomaga niż dostarcza materiału dla okolicznego śmietniska lub kontenerów PCK ;).
A u mnie od urodzin Emilki w salonie mieszka różowy pluszowy koń na biegunach.wrażenie estetyczne -100% ale Ona go kocha, więc polubiłam go dla niej ????
Pani Agnieszko, ja z pytaniem nie związanym z postem 😉 będzie mi niezmiernie miło jeśli dostanę odpowiedź 🙂 W jednym z postów Zosia miała na sobie kurtkę Mango. Chciałam zapytać czy kupiła ja Pani online czy stacjonarnie? W Poznaniu nie ma Mango Kids, ale słyszałam, że jest gdzieś w Trójmieście. Niedługo wybieram się do Gdańska i jeśli jest gdzieś takowy to chętnie bym zajrzała. Pozdrawiam.
Nic mi o tym nie wiadomo niestety, kupowałam online.
Bardzo dziękuję za informacje!
z tego, co mi wiadomo, sklep Mango jest w Galerii Bałtyckiej w Gdańsku Wrzeszczu, ale, choć bywam tam od lat, jeszcze w Mango nie byłam, więc nie wiem, czy jest także dział dziecięcy. Co najlepsze, zdarza mi się zamawiać w Mango online :).
Mango dla dzieci jest w Rivierze w Gdyni 🙂
Genialny tekst. Chociaż będąc w 6 miesiącu ciąży powinnam go przestać czytać po pierwszym zdaniu. I łudzić się dalej. Ale nie mogłam się powstrzymać, miotały mną spazmy śmiechu na przemian z dreszczami przerażenia. Już zaczęłam szukać stonpowanych wanienek i nocników. Pozdrawiam!
’Wlezie z butami do sypialni w stylu prowansalskim, w której białe jest już nie tylko łóżko, ale i Wasze małżeństwo’ – piękne zdanie! I jakie prawdziwe, dzięki za poprawę humoru
Skąd ja to znam. Listwy przypodłogowe plus kable i wieczne szukanie pędzla. Trochę się już uspokoiło bo mam 4-latka w domu ale do dziś porządek jest raptem kilka godzin. Placuszki to nasze ulubione weekendowe śniadanie z tym że w wersji wege , zamiast jajka siemię lniane a zamiast serka mleko roślinne i mąką gryczana a do tego sos z masła orzechowego , syropu klonowego i mleka roślinnego ???? pycha. Byle do soboty
pytanko techniczne: placuszki smażysz na patelni bez oleju???
Upodobnic te 2 swiaty -dobrze napisane! Bo jednak w takich mieszkaniach jak Twoje, w tym pieknym skandynawskim stylu zabawki az tak bardzo sie nie rzucaja w oczy, jasne przestronne mieszkanie az wola „tu jest miejsce dla dziecka”. Pomysl jak w takich sytuacjach wygladaja mieszkania w bardziej mrocznym, „doroslym” stylu – ciemne drewno na podlodze, ciezkie meble, tu czerwona scniana, a tu caly pkoj w kolorze stolu bilardowego a tu nagle na skorzanej czarnej kanapie jasno błekitny kocyk ;). A biale polyski nie takie zle, sama mam cale mieszkanie z nich i jasne, moj synek, (za tydzien konczy rok!) wymaca wszystko, autko pomyli z bananem i zasuwa po szafkach i podlodze, ale wystarczy dobra wilgotna sciera i takie gladkie powierzchnie sa czyste w kilka chwil (wlasnie ide po swoja i do dziela…)
Idealny tekst dla mnie, czytałam dwa dni temu mojemu facetowi i uśmialiśmy się w głos. Ja jestem macochą rozkosznej trójeczki, i to, co przeszło nasze nowe mieszkanie w starciu z dziećmi… I te moje niepotrzebne nerwy, że kredka na nowym parkiecie, że porozrzucane ubrania…
Mam problem z tymi plackami, sa pyszne ale problematycznie sie smaża tzn nie chca sie odkleic od powierzchni kiedy je przewracam, rozpadaja sie, pierwsze trzy placuszki sa na zamrnowanie zwykle a nastepne jakos cudem udaje sie przewrocic , uzuwam malo oleju jak zwykle podajesz w swoich przepisach, nasaczam papierem nim patelnie, inne placki zwykle sie udaja a z tymi cos nie tak, poradz cos Polko bo uwielbiam ich bananawo-serowy smak 🙂
Myślę, że powinnaś dodawać ciut więcej mąki, by ciasto było gęstsze, może odrobinę mocniej przed pierwszym smażeniem natłuścić patelnię i smażyć powoli – na małym ogniu, wtedy delikatnie się zetną. Daj znać, czy pomogło 🙂
Jest duzo lepiej, dziekuje kochana