Dyktatura drzemki, spacerowy terror – jak ja tego nie cierpię! Dzidziusie potrzebują tlenu, a matki odpoczynku i ciepłej kawy – te interesy niestety wzajemnie wykluczają się.
Nie znoszę tego nudnego snucia się między blokami, tego kulenia się z zimna, szukania uliczki, na której wieje najmniej. Nie cierpię spacerować w mżawce, na wietrze, na mrozie w pochmurny dzień. Jak się domyślacie – nie jestem spacerowym ortodoksem, gdy na dworze jest wyjątkowo paskudnie, a ja nie muszę, nigdzie nie idziemy. Czasem jednak musimy odprowadzić Zosię do szkoły i wtedy zastanawiam się, co mnie podkusiło, żeby zachodzić w ciążę w lutym.
Nie ródźcie dzieci jesienią i zimą, to bez sensu. Zamiast dzidziusia ze słodkimi, gołymi syrkami tylko pieluszką cieniutką przed słońcem ochronić, jak to czynią matki letnie, jest katorga. Istna masakra jest, manewr najbardziej niewdzięczny z niewdzięcznych: ubieranie gluta w kombinezon. Nie wiem jak Wasze gluty, ale mój się drze. Mój – generalnie spokojny i miły dzidziuś drze się, jakby go obdzierano ze skóry, gdy nakładam mu czapeczkę. Wrzeszczy jak opętana, gdy wciskam jej małe łapki w sztywną otchłań kombinezonu, zawijam w otulacz, uszczelniam kocykiem. I mam na myśli – drze i wrzeszczy, a nie płacze czy stęka – dławi się i dusi, rzęzi i zanosi się szlochem, na przemian bordowa i sina, a wokół pękają szyby i ptaki spadają z gałęzi. Jak szurnięta drze się ta dziewczyna, a ja jako matka mam fizjologicznie wdrukowany niski poziom tolerancji na ten wrzask, pocę się i stresuję tak, że o mało na zawał nie zejdę.
Żeby więc skrócić te męki do minimum, do akcji przystępuję przygotowana oraz ze stosownym wyprzedzeniem. Jeśli wykonujemy operację „wyjście we trzy”, już na godzinę wcześniej przygotowuję wszystkie szaliki, czapki, i kocyki. Centrum operacyjne mam przy kuchennym stole – to tam dokonują się tortury na niemowlęciu. Obok Zośka sama, tylko na moją komendę („teraz kurtka!” „poczekaj z czapką!”) ubiera się, podczas gdy ja (już ubrana, żeby było szybciej) upycham wierzgające nóżki w nogawkach kombinezonu. Doszłam do takiej wprawy, że zanim zacznę ją ubierać, mam już klucz w drzwiach, żeby nie biegać nerwowo w poszukiwaniach i nie chybić później do zamka z tą wścieklizną na rękach! Ale i tak zawsze coś idzie nie tak: a to z tego pośpiechu wychodzę z domu bez szalika, rękawiczek czy portfela albo Zośka się zagapi na swoje odbicie w lustrze i pakuje mi się do wyjścia w kapciach, albo Hanka się zesra na ostatniej prostej…ech, do ubrania dwójki dzieci w zimowe ubrania potrzebne są ze trzy osoby dorosłe, mówię Wam. Jedyną nagrodą za tę męki jest to, że jak już jestem sina z zimna i postanowię wracać, Hanka potrafi spać tak w tych ciuchach czasem i dwie godziny nawet.
Nie mam tu dla Was żadnej złotej rady, jak usprawnić i uprzyjemnić zimowe wyjścia. Mam tylko jeden przedmiot, który to robi niezależnie od pogody, choć kompletując wyprawkę sądziłam, że to zbędny gadżet. Zdanie zmieniłam już po pierwszym spacerze bez torby do wózka, kiedy to torebka non stop zsuwała mi się z ramion, plącząc się niewygodnie, by wreszcie wylądować w koszu na zakupy. Głupio potem wyglądałam, gdy schylałam się do ziemi po portfel w każdym sklepie. Torbę od Beaba używamy już drugi miesiąc i nie wyobrażam sobie już bez niej życia. Pomieści siedem pieluch, kocyk, mokre chusteczki, butelkę z mlekiem (ma specjalny termiczny pojemnik), przewijak i trzy kilo ziemniaków. Trzymam ją spakowaną w szafie w przedpokoju i to mega usprawnia całą operację. Gdy idę tylko na spacer i drobne zakupy, wyciągam z niej te pieluchy i mam mnóstwo miejsca na ziemniaki. Gdy wychodzimy w gości czy do knajpy – pod ręką mam cały potrzebny arsenał (z ubraniami na zmianę na wypadek jakiejś gównianej katastrofy włącznie). Poza tym nie wygląda jak torba do wózka i gdy już się go pozbędziemy, będzie świetnym weekendowym torbiszczem lub bagażem podręcznym, pojemnym i gustownym, a w dodatku unisex. Wystarczy odczepić pojemnik na smoczek i nikt nie skuma, że zajumaliście dzieciakowi torbę na pieluchy 🙂
Torby do wózków Beaba dostaniecie m.in w Fabryce Wafelków lub Urban Baby.
Naszą torbę dostałam od marki Beaba.
Zdrowie dziecka szczęściem matki, ale chcę już do domu!
Acha – zapomniałabym – z góry przepraszam wszystkie matki i dzieci, które lubią spacery, a które poczują się urażone tym, co napisałam. Za każdym razem, gdy piszę, że czegoś nie lubię, robi się dym, bo kogoś obrażam – a to puste idiotki, a to wszystkich Świętych. Powinnam pewnie raz a dobrze – arogancko i niekulturalnie spisać, czego i kogo nie lubię i byłoby z głowy i później mogłabym znowu być poczciwą ciocią Polką – miłą panią domu, która piecze smaczne ciasta. Nie cierpię zatem: brukselki, śledzi, bałaganu, mojego kota, paprotek, słodkiego wina, lamparcich cętków, plastikowych zabawek, prasowania…więcej grzechów nie pamiętam. Przepraszam wszystkie brukselki i paprotki, posiadaczy odzieży w cętki oraz amatorów śledzi i prasowania – nie chciałam Was obrazić.
Co o tym myślisz? Zobacz komentarze lub dodaj własny komentarz
Zawsze pokażesz nam coś pięknego :))
:))) ja uwielbiam spacery i wyprowadzałam dzieci moim koleżankom aby mogły wypić kawę w domowym ciepełku 🙂 po prawdzie spacery to mój ulubiony moment z dnia z niemowlakiem.
teraz moje najmłodsze ma 3 lata ale miałam etap ubierania niemowlęcia, trzylatka i pięciolatki na spacer 🙂 i potwierdzam ubieranie w zimowe ciuszki to masakra i hardcore, co więcej rodzenie dzieci w lecie czy zimie nie ma większego znaczenia w naszym klimacie, bo w PL ZAWSZE jakoś trafisz na zimę! ja rodziłam w kwietniu, listopadzie i sierpniu i zawsze jakieś upychanie wrzeszczących dzieci w kombinezon było, większych lub mniejszych.
Czytam i jakbym czytała o sobie. Mam dwóch chłopców i ubieramy się tak samo, dokładnie z godzinnym wyprzedzeniem, dokładnie z kluczami w drzwiach, dokładnie z potem ściekającym mi od karku wzdłuż pleców pod kurtką, którą zakładam jako pierwsza, żeby było szybciej. I nienawidzę tekstów z mojej rodziny „ja zawsze chodziłem z dzieckiem na spacer, nieważne jaka pogoda…” No i co z tego, myślę sobie. Pomniki im stawiać czy co.
Hehe, taaaak, uwielbiam te teksty! Postawić pomnik i puszczać mimo uszu.
No dziewczyny, u mnie to samo. Wszyscy tacy idealni w wychowaniu :), i czasami człowiek się taki malutki zrobi 🙂
Bidulka! Mam na myśli krzyczącą Małą i Ciebie też 🙂 ja zawsze podziwiam biegnąc ze sklepu do samochodu, łapiąc kaptur w locie, kuląc się z zimna, mamy, które w nawałnicy spacerują dziarskim krokiem 🙂
Ale dodam, że lubię śledzie i lamparcie cętki też 😉
Ale przeprosiny przyjęte? 🙂
Ze starszym miałam czar mary na ubieranie kombinezonu, bo wystarczyło włączyć teledysk „a gdyby tak” zespołu dziewczyny i leżał zagapiony jak trup – można by mu było cewnik wkładać i by nie stęknął 😉 Młodsza na razie hejtuje tylko czapkę, kombinezon jakoś znosi, ale też za wiele okazji w upychanie nie było póki co…
Za to rozszerzanie diety nam przypadnie na najlepsze owoce i młode warzywka 😀
Hahaha uwielbiam takie zbiegi okoliczności, które potem stają się tradycją i ratują życie 🙂
No i tylko te warzywka Ci w głowie 🙂
Jesteś cudowna!
🙂
Aga a gdzie czapka??? 🙂 ps. Nieznosiłam wychodzić na spacery i do dziś tego nie lubię. Moja młodsza wyssała to z mlekiem matki i woli teraz w domu siedzieć niż wściekać się po tych resztkach śniegu 😉 Pozdrawiam
aaa dodam jeszcze, że przy Zośce musiałam wózek prowadzić z przednimi kołami w górze, bo jak tylko postawiłam to darła się całą drogę! Wyglądałam jak wariatka!
Słońce grzało w glacę 🙂 a ja czasem jeżdżę po wertepach i krawężnikach, żeby przestała ryczeć i zasnęła.
buhahahah, hihihihihihi, hahahahahahah! uwielbiam Cię! mam to samo „skrzywienie” poczucia humoru jeśli chodzi o dzieci – co i Ty!
a na spacery zimowe z niemowlakiem też nie cierpiałam chodzić:D
ps. wreszcie Cię zobaczyłam 🙂
A ja tam mam w D co ty lubisz, a co nie! Ja tu zagladam zeby sie szczerze posmiac (z Twoich tekstow i komentarzy anonimow, wiec plisss nie blokuj ich!!!) i ladne zdjecia poogladac 😀 A jak mam wkurw to jeszcze sobie zajaram co tam pod reka mam i walne drinka 😉 Pozdro 600
Złośliwa rozpustnica!
Haha chyba się nie zrozumiałyśmy 😀 Chodziło mi o to, że nie musisz się mi tłumaczyć, przepraszać ani uprzedzać o tym co Ci jeszcze się nie podoba, bo i tak nie zniechęci mnie to do zaglądania tutaj :)))
Ps. Idę jutro zdjąć blokadę z telefonu na 4 cyfrowe numery tylko po to żeby zagłosować na Ciebie super kobito!
Ja z pierwszą miałam podobnie urodzona w zimie nie znosiła wychodzić na spacer darcie jak tylko zobaczyła czapkę. Teraz druga w drodze planowana na kwiecień i mam nadzieję ze ubieranie dwóch będzie jakoś szło bo mam nadzieję że będzie ciepło i że moja 4 latka nie będzie odstawiać sama cyrków przy wyjściu. A ja uwielbiam jak piszesz że czegoś nie cierpisz 😉 i nie koniecznie zawsze się z Tobą zgadzam ale i tak uwielbiam to czytać 😉 a nad torbą beaba właśnie się zastanawiałam czy to aby na pewno niezbędny wydatek. A jaką masz dokładnie?
Zbyszku, niezbędny! 🙂 mam Beaba New York – klasunia.
świetnie mój powyższy komentarz pokazał się i został podpisany jako mój mąż ;/ no więc będę ukazywać się jako Zbigniew a ja Magda
Hahahaha 😀 Piotrek urodził się w lutym, więc szykowanie się na spacer zajmowało mniej więcej tyle samo czasu, z tym, że ubierałam jego i siebie, ale to był koszmar! Fifek urodzi się w czerwcu, więc będą gołe syry, jego i moje, hurra!
No i doskonale! Przynajmniej jedno letnie musi być. O_o, czy to oznacza, że muszę mieć troje? 🙂
Moi późno wiosenni ale i tak zima daje popalić.. 3 latka która zdejmuje na parterze kurtkę/kombinezon, 8-miesięczniak na rękach, połowicznie rozebrany, torba do wózka, torba z zakupami i ja, wdrapujaca sie na czwarte piętro w pełni ubrana bo nie mam trzeciej, czwartej, Entej ręki na swoje ubrania:))) Czekam jeszcze na wpis letni gdy napiszesz ze spacerujesz miedzy blokami szukając ścieżek z choć odrobina cienia:))) a jesli masz okna od wschodu i południa jak ja to udawania ze nie widzisz spojrzenia teściowej mówiącego „zamknij te okna, nie rób przeciągu, ubierz to dziecko”.. Kiedy Ty zastanawiasz sie co zrobic, by choć trochę ochlodzic Wam dzień;)
Bardzo lubie twoje podjescie do zycia.. z dystansem i bez napuszania sie 🙂 jak zwykle puenta w 10! 😀 ja przy jednym miałam tak jak ty.. choc urodził sie w czerwcu ;)) wiec jak mysle o kolejnym to takie własnie akcje mnie ciut zniechecają ;)) i prawdą jest ze trzeba miec system 😀
Bierz się do roboty, nie oglądaj na moje stęki, bo ja mam niską tolerancję na chaos. A zegar biologiczny tyka tik tak tik tak…:)
spoko.. plan jest ;)) jeszcze chwilunia 😉 też mam niską tolerancje na chaos.. a moj syn to wcielenie chaosu 😉 wiec czekam jeszcze chwile az sie ciut ogranie.. i bedzie wcieleniem tylko chaosiku ;))
ależ one do siebie podobne 🙂
Dzieki Bogu rodze na wiosne 😉
O Matko Polko! Jak ja Cię rozumiem. Mój Młody z września, więc przez chwilę było fajnie, a potem się zaczęły kombinezony, czapki, kocyki. Każde ubieranie to dziki szał, nienawidził tego. Terror to dobre określenie. Idealna pora (żeby się wyrobić między karmieniami) i strategia (jak to zrobić, żeby ubrać jego i siebie tak, żebym się nie zapociła i żeby mnie szlag nie trafił). Spacer pod dyktando Panicza, żadnych postojów, bo jak tylko wózek stawał w miejscu to się budził. A jak się budził, to się darł jak opętany. I na koniec – wisienka na torcie – targanie gondoli z zawartością i siat z zakupami na trzecie piętro. Czasem dostawałam nagrodę – po przyjściu do domu spał jeszcze dwie godziny 🙂
Ojezusmaria! Targasz gondolę?! Ja zostawiam na klatce (mimo że to wózek znajomych, licząc się z tym, że jak buchną, to będę musiała odkupić). Wnoszenie na trzecie piętro gluta, tej torby już wypełnionej zakupami oraz zazwyczaj jeszcze jednej siatki to już wystarczająca masakra dla mnie. Strongmenka! 🙂
Nie miałam wyjścia. Klatka schodowa była tak mikroskopijna, że gdybym tam postawiła wózek, to nie dałoby się przejść. Mogłam jeszcze znosić wózek do piwnicy, ale tam znowu schody tak wąskie i strome, że prędzej bym się na nich zabiła niż zniosła ten pojazd. Poza tym capiło stęchlizną, więc nie chciałam, żeby mi wózek zaśmierdł. Jedyne, co mogłam zrobić, to dół wózka złożyć i wcisnąć w kąt, a gondolę targać na górę. Ale w sumie, jak tak teraz myślę, to trochę mi tego wózka brakuje. Mogłam zapakować Młodego i zakupy i mimo wszystko, to ja byłam kierownikiem wycieczki. A teraz ja idę z siatami, a to Małe leci w przeciwną stronę albo kontempluje każdy kamyk, patyk i peta na chodniku 😉
Jestem w szoku i nie wiem, co teraz robić! Tak bardzo lubię Cię czytać, ale jakże się różnimy!!! Kocham śledzie, brukselka jest spoko, moje koty też całkiem OK, lamparcie cętki w rozsądnych ilościach zniosę, a przy prasowaniu uskuteczniam życiowe przemyślenia ;-))))))
Aha, i czapkę załóż, to Ci cieplej będzie 😛
Znam ten ból. Nie cierpię chaosu a odkąd mam dwójkę chaos jakby większy i trudniej go ogarnąć. Młody urodził się w lutym….więc znam te katusze. Całe szczęście on nie wył. Wyła za to starsza, ona z listopada. A teraz kiedy dojdzie trzecie…..w marcu, nie wiem jak ich ogarnę przy wyjściu…Masakra jakaś 🙂 Starsza ma jeszcze teraz bunt na ubieranie. Ja mam ją ubierać bo ona nie chce sama! To młody 2-latek sam buty kurtkę i czapkę zakłada. na bakier ale zakłada 😉 No i rzecz jasna mąż do tego dochodzi, jego też trzeba ogarnąć! Ilez tor razy kiedy już w samochodzie siedzieliśmy on nagle pyta „A moje dokumenty zabrałaś??” Tak między szalem Młodego a czapką Starszej zawiązałam Ci sznurowadła w butach i nałożyłam rękawiczki, żeby rączki Ci nie zmarzły….No palnąć sobie w łeb nic innego 🙂
…podobno Polacy mają trudności z czytaniem ze zrozumieniem i Twój blog jest tego chyba najlepszym przykładem. Twoje wpisy dają do myślenia i jak widać nie wszyscy opanowali te sztukę (zwłaszcza w połączeniu z czytaniem ze zrozumieniem – to nie lada wysiłek intelektualny 😉 niektórzy Twoi czytelnicy są jak te nożyce ze stołu, które po uderzeniu rozbrzmiewają…i doszło do tego że „musisz” z góry przepraszać jakby ktoś nie zrozumiał ;-P Mnie akcja spacer/wyjście z dwójką póki co nie dotyczy, mam 4,5 letniego synka, który od malutkiego był bezproblemowy – czapa i kombinezon nie były dla niego straszne – ale szczerze współczuję. Do dziś jednak ubieram synka gdy sama jestem już kompletnie ubrana bo jest bardzo potliwy i nie uśmiecha mi się przebieranie go gdyby się spocił. A propos mleka kokosowego z Lawendowego, to wypróbuj koniecznie przepis na migdałowe – ja z tych dwóch mlek robię pyszny koktajl : po ¾ szkl. Mleka kokosowego i migdałowego, jeden banan, pół łyżeczki cynamonu, ciut miodu i ewentualnie 2 lub 3 łyżki płatków owsianych, można je wcześniej podprażyć na patelni, (z tym ze ja nie używam błyskawicznych, bo podobno krócej utrzymują uczucie sytości) i wszystko zmiksować blenderem/kielichowym jak kto woli. Wchodzi PYCHA koktajl! Pozdrawiam Aga z Łodzi
;p
Oj tak, najgorsze zimą i jesienią jest to ubieranie,szczególnie dziecka ;/ A jeszcze jak się ma maleństwo,to już całkiem masakra no i ta torba”podręczna”-ja też tego nie lubiłam bo wyjście na choćby krótki spacer wygląda jak pakowanie torby podróżnej ;p
Oby do wiosny :))
Moje spacery z dzieciakami wyglądały identycznie. Doskonale Cię rozumiem, a ten pot na karku i stres byle szybciej, byle już wyjść, pamiętam do dziś… U nas jeszcze z córką podczas kąpieli był armagedon. Darła się tak, że baliśmy się co powiedzą sąsiedzi… Na szczęście po 3 miesiącach jej przeszło i od tego czasu uwielbia kąpiele:) Trzymaj się, nie ma co wychodzić na spacer jak się czasem człowiekowi nie chce. Dziecko da radę, a i matka kawki się napije;)
Eh te nasze bąble… Moja urodziła się w kwietniu i ja sobie wyobrażałam,że będę elegancko na spacerek z wózeczkiem do parku jak inne młode mamy. Tu usiądą na ławeczce z książką w ręku dziecko uśpione, 3-godzinny relaks. Ale nie u mnie…
Mała nienawidziła wózka, darła się wniebogłosy jak tylko ją wkładałam, podnosiła się , wstawała, darła, że chce na ręce. Więc z samotnymi spacerkami na relaksie wśród kasztanowych alejek KONIEC! Zawsze musiałam iść na powietrze z obstawą. Babcia niosła małą a ja pchałam pustą gondolę, ewentualnie siaty z zakupami w niej jechały
Jak miała 4 miesiące przesadziliśmy ją już do spacerówki, żeby mogła oglądać świat i wszystko kontrolować.
hahahaha 😀 mistrz!
A teraz wyobraź sobie co mam ja- matka dzieciaków urodzonych rok po roku, jedno z lutego 2013 drugie z lutego 2014 i nasze spacery 😀 <3
Uwielbiam Cię czytać! I wedle rady, rodzę w okresie wiosenno-letnim 😉 Oczywiście to czysty przypadek, ale masz rację,że tym dzieciom urodzonym w ciepłe miesiące jest łatwiej. Tzn łatwiej jest ich mamą chodzić na spacery 🙂
jesteś boska…ja myślę, ze to wina albo walentynek – dzieci z listopada, albo weekendów majowych – dzieci ze stycznia :PP
ja tez nienawidziłam spacerów…w dodatku 2 lata temu trafiłam na totalną zimę od grudnia do…wielkanocy (ps. mam na pamiątkę zdjęcie króliczka wielkanocnego ze..śniegu :).
Mnie ratował duży balkon…starsze już samo chodziło do szkoły…a ja mogłam w kożuchu nawet film na laptopie obejrzeć :)) i ciepła herbata dogrzać 😛
A my rozpoczęliśmy 40. tc, więc jest coraz bliżej 🙂 Spacery mnie również napawają niepokojem, mimo że jest to moje pierwsze dziecko. Nie mam pojęcia, jak dam sobie radę z wózkiem i dzieciem przy swoich 160 cm wzrostu 😀 Mamy schody nawet do klatki, dalej schody na parter i schody na piętro :/ Liczę tylko na to, że w wiosna przyjdzie szybko i nie będzie już śniegu i mrozu, jak zaczniemy wychodzić na spacery 😉
Wiesz co? Moja teściowa ubierała na spacer bliźnięta (z sierpnia) . Drugie piętro. Zwykły blok, na klatce ogrzewanie. Pieluchy tetrowe. I wyobraź sobie, że aby dzieci się nie zgrzały robiła to w płaszczu (wtedy modne były kożuchy z baranim kołnierzem). I tego nie rozumiem. Założenie na siebie kurtki, (czapkę i szalik można mieć w wózku i ubrać już na dole) trwa 3 sekundy, a ubranie niemowlaka dłuuugo i z problemami, bywa i pół godzin. Dlaczego robicie to w tej cholernej kurtce? Dziecka te 3 sekundy ubierania Twojej kurtki, nie zbawią, a Ty nie będziesz zapocona, a zapocona marzniesz na mrozie. Mam troje dzieci. Nigdy nie ubierałam i nie ubieram się pierwsza. Nawet sweter to tylko 1 sekunda. W kurtce umarłabym po ubraniu pierwszego dziecka. 3 sekundy kontra pół godziny. Więc moja rada: ubieraj kurtkę ostatnia, a czapkę, szalik i rękawiczki miej w tej pojemnej torbie. 🙂 Buziaki dla Waszej trójki.
Jeszcze bardziej Cię lubię! Nie cierpię brukselki, centki są dla mnie tandetne, prasuję tylko to co naprawdę muszę, nie pijam słodkiego wina, lubię tylko dwa koty, paprotki kojarzą mi się z kleszczami, bałagan mnie drażni, za to śledzie uwielbiam 🙂 Ale nie każde – najlepsze są w Sasinie, w restauracji U Ewy – od kiedy je zjadłam i poznałam na nie przepis – uwielbiam je. Na spacer z dziećmi nie wychodzę, ale wierzę, że musi być ciężko wszystko ogarnąć, bo zdarza mi się szykować do wyjścia z przyjaciółką i Jej prawie rocznym synkiem… Uściski 🙂
Pociesze Cie. Moja znow lubi zakladanie kombinezona, czapki, kremowanie buzi (jest przy tym mase smiechu) ale znow wozek ja parzy. Chyba ze trafimy na pore drzemki to jakos usnie i da sie pospacerowac do przebudzenia. Z dwoja zlego wolalabym problemy z kombinezonem 😉
Doskonale wiem o czym piszesz. Mój urodził się w grudniu. Przez pierwsze 3 tygodnie nie wychodziłam wcale na spacery, bo albo on był chory albo ja, czasem było za zimno albo za bardzo wiało, i tak kisiliśmy się w domu. Luty i kolejne miesiące nie były wcale lepsze. Ubieranie to była masakra. Ja w puchowej kurtce, szaliku i czapce latająca po domu, on ubierany prawie w drzwiach. Logistyczna porażka. Nie pamiętam też żeby nasze spacery były czysto rekreacyjne. Raczej były to wyjścia na spacer a przy okazji załatwianie jakiś spraw czy robienie zakupów. Do dziś pamiętam jaka wracałam zmęczona z tych naszych spacerów. Ponad 5-kilowy niemowlaczek, do tego 4 piętro (na szczęście wózkownia na parterze), siata zakupów (pewnie też z 5 kg) a na horyzoncie żadnej babci. Nie było lekko. Pozdrawiam 🙂
U nas też wesoło – dwumiesięczna Lilka nie znosi kombinezonu, ale do towarzystwa jest dwuletnia Zosia, która uwielbia się ubierać, ale rynsztunek musi być od razu pełny albo jest wrzask. Więc ja się pocę, ubierając małą, mała się poci, bo ją torturują a Zosia się poci, czekając w czapce, rękawiczkach, szaliku i kurtce aż będziemy gotowe.
P.S. Cudnie piszesz 🙂
Niestety nawet moje 2 letnie dziecko nie chce ubierać kurtki, szalika, czapki i rękawiczek,dlatego ja TEŻ CHCE JUŻ LATO!!!
Kocie- a nie za ciepło Hance jest w tych bluzkach, bluzach, kombinezonach i kamizelkach? Moja Zuzka jeżdzi na spacery tylko w bodziaku, w którym jest w domu oraz w cienkim kombinezonie Do tego pakuję ja w śpiwór do wózka i voila! Tez nie lubi czapki i płacze, ale im mniej ma na sobie, tym sprawniej nam to idzie No i zawsze jest ciepła o powrocie do domu, a dziennie robimy 10 km Pozdrawiam
Metki poodcinałaś? Może któraś gryzie. Nienawidzę metek. Moje ciało wyczuwa każdą. Gryzą gorzej niż stado komarów i wełniany sweter.
Haha zdarzyło mi się zajść w ciążę w lutym i za 9 miesięcy powiedziałam sobie – nigdy więcej zimowych dzieci;) Moje mocne postanowienie poprawy wynikało z obserwacji świata wokół mnie: Lelon już na sam widok swojego ŚLICZNEGO kombinezonu dostawał ataku spazmów, a ja do tej pory nie otrząsnęłam się z tej traumy…W dodatku wrzask nie kończył się wyjazdem z bloku, a jedynie się WZMAGAŁ…Szczególnie w parku na wysokości placu zabaw, skąd inni rodzice grzecznych dzieci mogli podziwiać mnie pchającą wózek z parą uchodzącą mi z uszu!!! Jedyne co nas różni, to to, że ja kocham spacery i włóczenie się bez sensu, a każda chwila, kiedy dziecko jest unieruchomione i ma ładną fazę obserwując sztachety płotów jest dla mnie BEZCENNA;) Pozdrawiam wiosennie, niebawem już tylko gołe stópki;)
Ja mam dwie zimowe córki, i też dawały czadu 🙂 Ale przy drugiej znalazłam patent na te dzikie histerie! 🙂
Wpis z dedykacją dla Ciebie Agnieszko 🙂
http://maniowyblog.blogspot.com/2015/02/wyjsc-na-spacer-z-niemowlakiem-zima-moj.html
Chyba kolejny raz piszę, że uwielbiam Twojego bloga, ale co tam 🙂 Świetny post, jakbym czytała o swoich zmaganiach z moją pięciomiesięczną córcią.
PS też nie cierpię paprotek 😉
Szczerze nienawidzę zimowego ubierania. Moje małe już podrosły i nadal nie jest łatwo.
I ten pot lecący z tyłka, masakra.
Doskonale cie rozumie.Obecnie jestem w ciazy z blizniakami i czesto sie zastanawiam jak to bedzie.Moja corcia Alicja ma co prawda 5 lat i jest juz w miare samodzielna ale czesto marudzi”mamo pomoz,nie umie,ciezko mi”A tu dojdzie jeszcze dwojka,takie wlasnie momenty czarno widze.No nic jakos to bedzie.Pocieszam sie ze moje brzdace to dzieciaki letnie,takze jakos damy rade.Pozdr
Doskonale cie rozumie.Obecnie jestem w ciazy z blizniakami i czesto sie zastanawiam jak to bedzie.Moja corcia Alicja ma co prawda 5 lat i jest juz w miare samodzielna ale czesto marudzi”mamo pomoz,nie umie,ciezko mi”A tu dojdzie jeszcze dwojka,takie wlasnie momenty czarno widze.No nic jakos to bedzie.Pocieszam sie ze moje brzdace to dzieciaki letnie,takze jakos damy rade.Pozdr
Cudnie tutaj u Was! <3
Cierpię katuszę kiedy muszę iść na spacer. Mam grzech. Z wózkiem to jeszcze było pół biedy, ale teraz kiedy trzeba iść na plac zabaw albo kręcić się bez celu po osiedlu tarmosząc jakiś klamot, którego dziecku już się odechciało… Boże, jak mnie cieszą deszczowe dni, jak mnie cieszy kiedy za oknem piździ!
Hahaha. Ale się uśmiałam. Zupełnie jakbym widziała siebie. Spacery same w sobie uwielbiam ale cały rytuał przygotowań do wyjścia to tragedia. Ja tez ubrania i wszelkie inne gadżety mam naszykowane już ze sporym wyprzedzeniem i nauczyłam się już niczego nie zapominać, chociaż czasem się zdarza. Wychodzę zadowolona, że wszystko poszło nawet sprawnie, a tu zonk- nie wzięłam rękawiczek i przez cały spacer ręce mi sztywnieją bo oczywiście nie opłaca mi się wyjmować małego z wózka i tłuc się z nim na drugie piętro w pocie czoła po te zasrane rękawiczki. Powinnam sobie zafundować takie na sznurku 😛 Klucze wiszą już od jakiegoś czasu na klamce, całe łóżko w sypialni zawalone torbami, kombinezonami et cetera. Uwielbiam również spychanie wózka, bo dźwigać na razie nie mogę z uwagi, że jestem po cc z 2 piętra, a następnie taszczenie go na górę robiąc wiele hałasu obszczekana przez psy sąsiadów. Generalnie, żeby wyjść na taki zimowy spacer trzeba mieć nieźle obcykany plan działania 🙂
Eee, zupełnie serio: ja można nie lubić brukselki? Ktoś tu chyba jej odpowiednio nie ponacinał przed gotowaniem, nie posłodził wody albo rozgotował biedne miniaturki kapusty. Brukselka jest przecież najpyszniejsza na świecie!
A teraz mniej serio: nadal nie wymyśliłam żadnego sensownego wytłumaczenia dla mojego chłopaka, dlaczego ciagle się chichram czytając wpis o bobasie. Zaczyna mnie podejrzewać, że jakieś instynkty macierzyńskie zaczynają się powoli we mnie budzić ;d
O matyldo, jaka Ona juz duża……..:)
Dawno nie zaglądałam……………
Znam to wszytko z autopsji i przeszłam na własnym umęczonym ciele:)
Gramolenie sie z małym dzieckiem i wózkiem w śniegi………………a spacery po osiedlu tak mi obrzydły, że postanowiłam się przeprowadzić gdzie indziej – serio 🙂 tylko czekam aż znajdę odpowiedni dom i chodu !
A.
Jakbym o nas czytała 🙂 Moje z lata a teraz też się drze przy ubieraniu. I to taki wrzask,że aż się w głowie kręci od decybeli. Więc na spacerze po prostu dochodzę do siebie w ciszy 😉
Czasem wkładam małego w chustę potem tylko kurtka dla dwojga i luzik . No ale to taka opcja to na szybki wypad po starszaki do szkoły bo na zakupy się nie nadaje.
A czy ja mogę tak zupełnie nie na temat uprzejmie dopytać o namiary na zakup kołyski Hani-gdzież można takową nabyć?
Będę bardzo wdzięczna:-)
A czy ja mogę tak zupełnie nie na temat uprzejmie dopytać o namiary na zakup kołyski Hani-gdzież można takową nabyć?
Będę bardzo wdzięczna:-)
To kołyska Sina z allegro. Nasza będzie na sprzedaż za jakiś miesiąc 🙂
Padłam! Ja też niecierpię spacerów 😉
Pozdrawiam
Monika
Chyba Hanki tak mają… Czapka – to mój wróg.
Nie cierpię spacerów i nie spacerujemy. Czekamy na wiosnę.
Odkryłam Twojego bloga wczoraj i czytam go jednym tchem, szybko, w trakcie drzemek mojego bąbla. A drzemki są krótkie, bo czasem tylko 15 min. Czasem zaszaleje i daje mi 0,5 godz. wolności. Wczoraj do późnej nocy czytałam. Dziś nic innego nie robię tylko czytam. Super piszesz i oddajesz to o czym sama pomyślę. Pieknie mieszkasz i ogólnie „dla mnie bomba” 😉
U nas wychodzenie na dwór wygląda dokładnie tak samo. Ja tez już ubrana, mała się drze. Zanim ją ubiorę i wystartuje z domu to jestem juz spocona jak pies. Potem jeszcze muszę ją znieść z 3 pietra (bo nie mamy windy-masakra). Wyciągnąć z auta wózek, złożyć go i zamontować w nim niecierpliwe dziecko. Tak więc – tez nie znoszę spacerów zimą.
A latem jak było? Tak że moja mała lubi być w ruchu. Są takie egzemplarze. Podczas gdy niektóre mamy opalały się z książką na ławkach, ze słodko śpiącymi maluchami w wózkach, ja mijałam je szybko bo mój maluch nie lubił stać w miejscu. Jak tylko sie zatrzymywałam, wchodziłam do sklepu, lub zwalniałam (!) budziła się i zaczynała płakać jakby stało sie coś strasznego. Tak więc nasze letnie spacery to zazwyczaj maraton chodziarstwa. Cóż, sa plusy – można się trochę „pofitnesować” przy tum wózku. 🙂 Pozdrawiam