Lubię być mamą. Choć często wydaje mi się, że nie jestem najlepsza w te klocki. Często czuję, że za mało się staram. Że powinnam więcej dawać, wszystkiego: uwagi, czasu, buziaków nawet. Czasami myślę, że się nie nadaję. Że nie ogarniam, zapominam. Znów na dzień przed wycieczką nie mam biletów ulgowych ani drobnych w portfelu, znów w pogniecionej bluzce dziecko do przedszkola wysyłam. I tak – w chwilach największego zwątpienia i najsilniejszej frustracji zdarzyło mi się sądzić, że w ogóle nie powinnam nią być.
Nie ja, bo ja przecież lubię mieć wszystko pod kontrolą, a dzieci to wieczny chaos. Nie ja, miłośniczka porządku, bo dzieci to ciągły bałagan. Nie ja, z wiekiem coraz trudniej radząca sobie z hałasem – dzieci to przecież tak często wrzask. Nie ja, bo za łatwo wybucham, a do dzieci to trzeba cierpliwie. Wreszcie ja, która tak bardzo nie lubi się naginać, podporządkowywać, rezygnować z planów i potrzeb. Ja, która ma tyle marzeń, a żadne z nich nie obejmuje codziennej obsługi dwojga wymagających ludzi.
A jednak obsługuję dzień w dzień. I czasami mi mam dość. Czasem chciałabym być gdzie indziej. Nie stać w łazience i nie rozczesywać poplątanych włosów zmęczonej trzylatce, co drze się na mnie, jakbym ją ze skóry obdzierała. Nie klęczeć przy łóżku czterdziestą minutę o dwudziestej, kuźwa, drugiej, bo się dziecku spać odechciało w kontakcie z poduszką. Nie rozmasowywać w mroku odgniecionych kolan, nie próbować odzyskać czucia w stopach. Nie tłumaczyć po raz setny, po co komu tabliczka mnożenia, dlaczego trzeba myć zęby ani czemu musisz dziecko chodzić na angielski. Oraz że zobaczysz – jeszcze mi podziękujesz. Czasem chciałabym nie musieć co wieczór składać i rozwieszać prania, składać i rozwieszać, rozwieszać i składać, co jeden, zasrany wieczór.
Ale zwykle potem przychodzi taki dzień, kiedy czuję, jak bardzo jednak lubię być mamą. Zakładać sukienki, zaplatać warkocze, chodzić z nimi za rękę. Odpytywać z tabliczki mnożenia i tłumaczyć angielskie słówka. Obsługiwać nawet: temperować kredki, kroić jabłuszka, nalewać mleka. Smarować kremem, podawać witaminy, wietrzyć pokoje i strzepywać pościel. Robić kanapki do szkoły. Lubię obserwować jak się bawią, słuchać jak śpiewają, patrzeć, jak śpią. Czytać książki z małą głową wciśniętą pod pachę. Lubię każdy skok i ścisk za szyję, kiedy przychodzę do przedszkola.
Czasami lubię mówić „niespodzianka”, kiedy pytają, co na śniadanie. Uwijać się w kuchni z tajemniczym uśmiechem, opędzać się od borówkowych skrytożerców. Lubię stawiać na stole rzeczy, które sprawiają, że pachnie domem. Lubię sypać za dużo cukru pudru i patrzeć, jak jedzą. Czasami w nosie mam te moje marzenia, potrzebę kontroli i ciszy. Lubię być mamą, która daje dobrze zjeść, ma miękki dekolt i co rano zaplata warkocze. W chwilach największego upojenia zdarza mi się sądzić, że to właśnie nią miałam być.
Dutch baby/pieczony naleśnik z borówkami
Składniki (na dużą patelnię):
- szklanka mąki pszennej
- 3/4 szklanki mleka
- 4 jajka
- 20 g cukru trzcinowego z prawdziwą wanilią
- szczypta soli
- łyżeczka oleju kokosowego (lub innego tłuszczu do wysmarowania patelni)
Przygotowanie:
- patelnię, która nadaje się do pieczenia, należy włożyć do piekarnika i nagrzać go do 200 stopni
- wszystkie składniki ciasta naleśnikowego wymieszać w misce
- rozgrzaną patelnię wyjąć z piekarnika i posmarować olejem (rozprowadzić go pędzelkiem lub ręcznikiem papierowym)
- wylać na nią masę, rozrzucić po wierzchu borówki i włożyć do piekarnika, piec około 20 minut
- podawać z cukrem pudrem i świeżymi owocami
Przepis pochodzi z Mientablog.
Co o tym myślisz? Zobacz komentarze lub dodaj własny komentarz
Najpierw 100 pytań do. Próbowałaś piec naleśniki z mlekiem roślinnym? I jaka jest średnica patelni mniej więcej? Nie mam takiej do pieczenia, więc albo wykorzystam tortownicę (o ile masa nie jest za bardzo płynna) albo poszukam innego godnego zastępstwa. A przy okazji – lubię Twój blog i rzadko komentuję, ale czytam na bieżąco! To jeden z nielicznych blogów, który został ze mną od urodzenia pierwszego dziecka (a to już 5 lat!). Chyba jestem nietypową czytelniczką, bo wracam bardziej dla pięknej polszczyzny niż dla pięknych zdjęć. I do opisów wyzwań macierzyństwa bardzo mi bliskich. Kiedyś myślałam, że będę mamą na obcasach, businesswoman owianą dyskretną wonią perfum, wzorem szyku. Teraz powoli godzę się z tym, że jednak pisana mi jest rola Mamy Muminka i nie przeszkadza mi, że częściej niż perfumami pachnę domowym jedzonkiem;-) Co nie oznacza, że nie walczę o zachowaniu równowagi pomiędzy byciem mamą a sobą. Pozdrawiam z niezbyt odległych od Ciebie rejonów Gdańska :-)!
Na mleku roślinnym nie próbowałam, ale nie widzę przeciwwskazań, używałam już takiego do rożnych placków. Patelnia duża, taka ok. 30 cm średnicy. Masa jest płynna, lepiej sprawdzi się naczynie do tarty, z tortownicy mogłoby wyciekać bokami. A poza tym – bardzo, bardzo dziękuję za Twój komentarz, naprawdę bardzo się cieszę, że są dziewczyny, które już tyle lat ze mną wytrzymują 🙂 Pozdrowienia!
A czy naczynie zaroodporne zda egzamin pezy tym nalesniku?
na pewno, choć pewnie łatwiej (i ładniej) byłoby w naczyniu do zapiekania, takim jak do tarty
Ja tez watpie,średnio codziennie… Ale później słyszę „kocham Cię mamuniu” i wracam do gry;)
Smakowicie wygląda 🙂 Dzięki za skorzystanie z przepisu! A dziś zapraszam na wytrawną wersję 🙂
Daję znak, że jestem od około 3 lat. Na blogu i na instagramie. Uwielbiam Twoje teksty, przepisy, zdjęcia.. Często się wzruszam, serio 🙂
Piękny post 🙂 tak po prostu – dziękuje 🙂
Ha. Mogłabym napisać ten tekst. Jest o mnie… słowa w słowo… zamiłowanie do porządku, ciszy i własnych planów😊
Dodam że kocham moje dzieci nad życie😊
Naleśnik wygląda na mega puszysty, muszę tylko faktycznie skombinować jakieś naczynie do upieczenia go 🙂
To jakby w całości też o mnie ….
Pozdrawiam
Dziękuję za wpis, miło się tu wraca. Przepraszam za wcześniejsze zniecierpliwienie pozdrawiam.
Bardzo fajny przepis, a post świetnie się czyta 🙂 Pozdrawiam!
Jakie te twoje posty są prawdziwe 🙂 żadnego wymuskanego macierzyństwa. Ja przynajmniej raz dziennie mam ochotę wyrzucić za drzwi i tak zostawić łobuzów, a potem przychodzi taki moment, że serce mięknie i pada na te kolana i te warkocze plecie i świata poza nimi nie widzi 🙂 dobrzej jest wiedzieć, że to nie tylko u mnie tak jest …
Jak wielki jest to geniusz, żeby wzruszyć wstępem do postu o kuźwa naleśnikach! ❤️❤️❤️
Mam pytanie zupełnie z innej beczki. Widzę, że jesteś fanką kosmetyków naturalnych. Czy możesz polecić jakiś krem przeciwzmarszczkowy na noc. Puki co mam w swojej kosmetyczce balsam do ciała z Yope i przepadałam. Teraz poszukuję kremu na noc. Małymi krokami przestawiam się na naturalne kosmetyki. Zastanawiam się jeszcze nad chemią do domu, ale na razie niczego nie potrzebuje. Stosuję projekt denko.
Pytałam kiedyś o torbę z leassig, udało mi się upolować na olx, jest wspaniała, dziękuję za inspiracje. Pozdrawiam
Boże ja też tak kurna mam!!!!!!!Tekst petarda, a naleśnika też spróbuję 🙂
A mi wyszedł zakalec:( upiekłam w naczyniu do zapiekania…wszystko jak w przepisie
Mi chyba też zakalec, a może właśnie naleśnik? Przy wyjmowaniu z piekarnika był bardzo wyrośnięty, a potem opadł. Smaczny, ale na zdjęciu wygląda na puszysty i na to liczyłam 😊 coś źle zrobiłam?