„Mamo, ale tu jest nasz dom!” usłyszałam kilka dni temu od Zosi podczas jednej w wielu rozmów o przeprowadzce, jakie ostatnio odbyliśmy. W czasie, kiedy moment decyzji jest już bardzo blisko, a przez nasz dom przewalają się kolejni potencjalni nabywcy, w głowie kotłuje się od myśli, a emocje są coraz większe.
Po przekopaniu się przez dziesiątki ogłoszeń i stron inwestycji różnistych, odwiedziwszy kilka osiedli, mamy już shortlistę z mocnym faworytem. Myślę, że w ciągu kilku tygodni będę mogła Wam już pokazać, gdzie zamieszkamy. Tymczasem zagwozdka, wątpliwości, niekończące się za i przeciw. Próba uporania się własnym umysłem, który wciąż każe wątpić, że to to, podejrzewając, że za rogiem może kryć się mieszkanie marzeń i interes życia. Zanim znajdziemy ukojenie w dysonansie podecyzyjnym, bijemy się z myślami, analizujemy nasz wybór ze wszystkich stron, zastanawiając się, czy pewność kiedykolwiek nadejdzie.
Ten stan trwa już od kilku tygodni, przybierając tylko na sile wraz ze zbliżaniem się momentu, w którym trzeba będzie powiedzieć ostateczne „tak”. Od kilku dni towarzyszą mi także emocje związane z wyprowadzką, z tym, że niedługo opuścimy miejsce, które nazywamy wszyscy domem. Przychodzą tu do nas bowiem różni ludzie, oglądają, zaglądają, wyobrażają sobie pewnie, czy mogliby tu rozpocząć nowy etap życia. „Ambiwalencja” to słowo stworzone na takie okazje, kiedy ekscytacja miesza się ze smutkiem, kiedy nie wiadomo, czy cieszyć się na spory odzew po wystawieniu mieszkania na sprzedaż, czy płakać, że życie, jakie znamy, kończy się.
Że ktoś inny będzie teraz wchodził przez nasze drzwi do swojego domu, jadał obiady w naszej kuchni, wylegiwał się w naszej wannie. Włączył mi się syndrom „mamusiu, ktoś spał w moim łóżeczku” i zaczyna do mnie docierać, jak ciężko będzie opuszczać to miejsce, w które włożyliśmy tyle serca, a wszystko jest takie nasze. Każdy kąt samodzielnie obmyślany, tyle wspólnej pracy, żeby było coraz ładniej. Ściska mnie za serce na myśl o zamknięciu tego siedmioletniego rozdziału, w którym zawierają się wszystkie najpiękniejsze wspomnienia. Trudna jest myśl, że trzeba będzie zostawić te ściany, które pamiętają dwie ciąże, dwa powroty do domu z różowymi zawiniątkami, te podłogi, po których raczkowały nasze dziewczyny i na których postawiły pierwsze kroki. Tę naszą kuchnię, która pamięta tysiące śniadań, obiadów i kolacji, jedzonych we dwoje, troje, czworo.
Że droga do domu już nigdy nie będzie taka sama, że rodzice już nie będą mieszkać pięć minut dalej. Że nasz plac zabaw przestanie być nasz, a do szkoły już nigdy nie pójdziemy piechotą, naszą alejką. Wiedziałam, że będzie emocjonalnie i rzewnie. Nie sądziłam, że Zosia tak szybko zacznie czuć smutek na myśl o wyprowadzce. „Mamo, ale tu jest nasz dom!” powiedziała mi już kilka razy, zapłakała też już na myśl o innym, nieznanym, nowym mieszkaniu, które nie mieści jej się w głowie, że zostanie domem. „Dom jest tam, gdzie my” powtarzam jej, wykazując jednocześnie zrozumienie dla jej uczuć. Staram się nie popadać w ten stan melancholii, by nie dać jej odczuć, że dzieje się coś smutnego. Próbuję zarazić entuzjazmem do nowego miejsca, większej przestrzeni, jej własnego pokoju.
Zostawimy tu kawał życia – chciałoby się powiedzieć, ale wtedy zdaję sobie sprawę, że przecież zabierzemy go ze sobą. Zostawimy meble kuchenne, wannę na lwich nogach, hiszpańską glazurę i panele w kolorze dębu, może też trochę dobrych fluidów, ale ten kawał życia idzie przecież z nami. W nowe, nieznane, piękniejsze miejsce, które na pewno szybko zostanie naszym DOMEM. I tylko łza się będzie w oku kręcić na widok zdjęć – tych poniżej, i wszystkich innych, z choinką, urodzinowym tortem albo zupełnie codziennym obrazkiem w tle. Jak zwykle, kiedy coś się kończy, nawet jeśli sama tego chciałam, nawet jeśli to, co się zaczyna zapowiada się pięknie, wyłazi ze mnie sentymentalna buła. Nie inaczej jest i teraz, kiedy piszę te słowa, a mgła zmusza mnie do postawienia kropki.
Co o tym myślisz? Zobacz komentarze lub dodaj własny komentarz
Ze mnie też taka sentymentalna baba, co wszystko za mocno przeżywa. I nawet jeśli są to zmiany na lepsze, nawet jeśli sama tego chciałam, to i tak coś mnie ściska za serce. Nie raz już czułam, tak jak Ty teraz. I jeszcze na pewno co najmniej raz poczuję..
Znam to. Ale nowe może być jeszcze piękniejsze, zobaczysz:)
Polko jak dobrze Cię rozumiem. Mam podobne odczucia na myśl o naszej przeprowadzce. Córka też nie bardzo akceptuje zmiany. Wiem, jednak, że zmiany, choć trudne są konieczne. Głowa do góry.
Miałam dokładnie takie same przemyślenia przed naszą przeprowadzką a na do tego bardzo przywiązuje się do miejsc i rzeczy, które coś dla mnie znaczą. Ratowała mnie wtedy myśl, że przed dziećmi i też przed nami wiele cudownych chwil w nowym miejscu. Właśnie tych lat, które im najbardziej zostaną w pamięci. I założę się, że właśnie te kolejne a nie minione Twoje dziewczyny zapamietają do końca życia. A urządzania zazdroszczę i już czekam na efekty <3
To fakt Hania nie będzie nawet pamiętała tego miejsca
Już ponad rok mija, odkąd przeżyłam, przeżyliśmy nasze rozstanie. Z domem, z ogromem własnej przestrzeni wokół niego. Z własną piaskownicą, hamakiem, huśtawką, krzewami dzikiej róży i agrestu. Możliwością bycia na dworze od rana do nocy, gdy tylko pogoda sprzyjała. Z widokami z okien zapierającymi dech w piersi. Każdego ranka i każdego wieczora. Jednymi z piękniejszych, jakie można sobie w życiu wymarzyć. Jednocześnie tęskniąc za chwilami dobrymi tam, świadomie jestem spokojną tutaj. Na nowym. Gdzie: zawsze jest ciepło, czysto, bez ton piachu zalegających na kanapie…, bez „bo zupa była za słona” i tysięcy bardzo strasznych chwil, na które nie pomogą najbardziej bajkowe widoki za ciągle „niewłasnym” oknem. Bo tak się tam głównie czułam i to zawsze słyszałam z ust najbliższych- najdalszych jednocześnie. Choć u siebie, to zawsze u Pana i Władcy. Dotarliśmy do końca naszej wspólnej, nieudanej drogi. Wolność, choć trudna, smakuje cudem. Mój nowy dom to właśnie Ona. I choć pracy jest co dzień tyle, że nie ma nawet kiedy celebrować życia, tak, jakby się chciało, to nasza- moja i dzieci, przepustka do spokojnego, lepszego dzisiaj i jutro. Najpiękniejszy dar jaki dostałam od swojej mamy.
Ryczę…
Swieta prawda, ze DOM jest tam, gdzie MY! Bo dom to Rodzina… a nie 4 ściany… Nie zmienia to faktu- mieszkanie wasze jest przepięknie urządzone!! Uwielbiam takie wnętrza.
Polko pięknie to ujęłaś. Kilka miesięcy temu przeżywałam te same ambiwalentne uczucia. Remont nowego domu dobiegał końca, 12 lat wspólnego życia pakowałam w kartony, przez mieszkanie przewijali się obcy ludzie, a w mojej głowie wspomnienia wszystkiego co piękne i pierwsze co nas spotkało w związku i w życiu naszych dwóch córek. Dom na wsi jest spełnieniem naszych wieloletnich marzeń, dał nam więcej możliwości i zupełnie inny komfort życia ale jednak sentyment do pierwszego wspólnego miejsca pozostanie. W dalszym ciągu kiedy mijam samochodem naszą starą okolicę łzy mi ciekną potokami. A zwłaszcza park, po którym we dwoje spacerowaliśmy za ręce, a później we trójkę i już we czwórkę odbyliśmy tysiące spacerów z wózkiem, to tam dziewczyny stawiały pierwsze kroki na trawie, nawiązywały znajomości w piaskownicy, szalały na sankach zimą, zbierały kasztany do przedszkola, uczyły się jeździć na rowerach. To wszystko nie jest łatwe. Jednak nowe miejsce wybieramy z nadzieją na lepsze. Życzę Wam bezbolesnej przeprowadzki i szybkiego zadomowienia się.
Dziękuję! Widzę, że doskonale wiesz, co czuję, twój opis też taki smutny 🙁
Hm, a my od 7 lat mieszkamy w wynajmowanym mieszkaniu. Jak się w końcu wyprowadzimy do własnego domu, to chyba nie będę czuła tych emocji… A może jednak będę? Już czuję… Kurczę… ;,(
Ps. A pokój dziewczyn – no Twoje zdjęcia to mistrzostwo, bo na każdym jednym ujęciu tyle przestrzeni, a tu dopiero na tym z łóżkiem i biurkiem jednocześnie i Zosią przy nim, widać, jak tam mało miejsca! Idźcie już na swoje, dwa pokoje więcej = dwa razy więcej zdjęć, juhu! 🙂
Tak będzie 🙂 No może za takim nie swoim tęsknota będzie ciut mniejsza, bo radość z nowego ją przyćmi. Ale wspomnień tyle samo, zawsze to jakiś rozdział zamykasz, a sentymentalne buły bywają wtedy sentymentalne 😉
Zostawiłam sobie ten post do śniadania i normalnie jem i płaczę ????
mam nadzieję, że jadłaś jajecznicę na boczku, a nie słodki jogurt 😉
A ja się poryczałam już nawet nie od samego tekstu, tylko od zdjęć Zosi i Hanulki razem 🙂 taka miłość z nich bije, że aż ściska serce. Strasznie Ci zazdroszczę takiego szczęścia. Sama mam córę, piękny dom, ale z mężem jakoś nam się nie układa, ciągle się kłocimy, to już nie to…
przykro mi to czytać 🙁 Trzymam kciuki, żeby było lepiej i za drugą do kompletu 😉
… a udostepnisz linka z oferta sprzedazy Twojego mieszkania? 🙂 Piekne zdjecia dziewczynek !!
Napisz na priv, jeśli jesteś zainteresowana.
I jak zwykle się poryczałam… W nowym domu na pewno będzie pięknie, bo dziewczyny będą dorastać i będzie miało swoja nową historię:)
🙂 pewnie tak będzie, ale ta zmiana wywołuje silne emocje.
Jestem dokładnie w tym samym miejscu. Od dziś nasz dom-mieszkanie już nie jest nasz, a za 3 miesiące przenosimy się do nowego dużego domu. I tak jak u Ciebie radość miesza się ze smutkiem…. Ujelas w słowa moje uczucia… Ale będzie dobrze, Polko, i pięknie! Wszystko co najważniejsze – najbliższych, wspomnienia i emocje – zabierzemy ze sobą. Staram się myśleć o tym jak o nowym rejsie, nowej przygodzie, a póki co gdy nikt nie widzi przytulam się do tych obecnych ścian i podłóg i zapamiętuję….
Kochana, wzruszasz… piękne te Wasze wspomnienia i nikt Wam ich nie odbierze! 🙂
A ja już się nie mogę doczekać mojej przeprowadzki z mężem i córcia.. W tym roku minie 5 lat od kiedy mieszkamy z rodzicami i budujemy nasz domek.. Ale już widać światełko w tunelu w tym roku zamierzamy się już wprowadzić, wykończenie idzie cała parą a ja tylko wyczekuju i wybieram wszystko starannie inspirujące się nawet Twoim blogiem. Powiem szczerze że ja nawet nie będę za bardzo tęsknić za naszym ciasnym pokoiku choć i tu się zawiazala nasza historia 🙂
O jaaa, 5 lat, to rzeczywiście rozumiem, czemu nie możesz się doczekać 😉 Cieszę się, że mogłam poinspirować wnętrzarsko!
oj strasznie jestem ciekawa co wybraliscie. my w styczniu przenieslismy sie z krakowa do gdanska. przez 3 miesiace dosyc intensywnie szukalismy mieszkania, uparlismy sie na 4 pokoje i na morene. rynek pierwotny mamy w jednym paluszku i nic nas nie zachwycilo, albo kiepsko wykonczone albo zamiast scian plyty kartonowe albo grunt w uzytkowaniu wieczystym. juz w pewnym momencie mialam ochote to to rzucic i wracac do krk. ale jest w koncu udalo sie znalezc na rynku wtornym ale w nowym budownictwie wiec cieszymy sie niezmiernie i czekamy az bedzie nasze.
powodzenia dla was
Będziemy bardzo blisko Moreny 🙂 Niedługo napiszę więcej na ten temat 😉
Pamiętam, że zadawałam podobne pytanie rodzicom jeszcze rok po przeprowadzce… Ignorowali moje pytanie, więc w końcu przestałam pytać, bo chyba zrozumiałam, że już nie wrócimy „do naszego domu”, jak nazywałam ten stary… A może podrosłam i wystarczyło mi tylko dojrzeć… Miałam 4 lata, kiedy urodziła się moja siostra, a że mieszkaliśmy w kawalerce, przed narodzinami A. musieliśmy zmienić mieszkanie… Także mała byłam 😉
Będzie dobrze. Doskonale rozumiem Wasze uczucia i emocje… Ale będzie pięknie. Bo – jak napisałaś – dom jest tam, gdzie Wy 🙂 Zależy od atmosfery, a tę tworzą ludzie.
Trzymam kciuki!
Dziękujemy 🙂
Oj ja tydzień plakalam po przeprowadzce….pomimo ze tak czekalam na te chwile- wlasny dom,ogromny ogrod- tylko 3 uliczki dalej a wydawalo mi sie jakbym na koniec świata wybywala.Starsza corka doczekala sie wlasnego wymarzonego pokoju-mlodsza byla w drodze- a juz czekalo na nia piekne lokum.Nie wiem czy to ciazowe hormony czy jakis zal ze opuszczam rodzinny dom-w ktorym mieszkalam 29lat..ale 2 tyg spac nie umialam pod nowym adresem????a teraz smiac mi sie chce z tych obaw- ale nowe zawsze wzbudza lęk.
Myślę, że hormony jednak trochę też, skoro to tylko 3 ulice, a do tego dom z ogrodem 😉
No i ryczę… nikt.mnie nigdy do łez nie doprowadził swoim pisaniem a ty kochana Poleczko już dwa razy… nas też niedługo to czeka.. potworki coraz większe aa miejsca mniej, ale ciężko nam podjąć ta decyzję. Już naprawdę ostatni rok na to mamy… może posty z Waszego nowego domu nas wreszcie zmotywują.zdjęcia piękne, jakk zawsze, kochane księżniczki, ale to wiesz
No to mam nadzieję, że Was zmotywujemy. Nam też się nie chciało zabierać do tej pracochłonnej rewolucji, tak dobrze się w tym miejscu mieszka…tylko ciasno 🙁 Nie rycz, mała, nie rycz! 🙂
Ze mnie też taka buła… Beczałam nawet, jak sąsiedzi nasi się wyprowadzali.
Przed Wami nowe, wspaniałe. To wszystko, co najważniejsze zabieracie ze sobą. A w nowym miejscu stworzycie Wasz nowy Dom. Będzie dobrze! Ciesz się tym, co Was czeka. Przestrzeń, nowe i sama wogle możliwość zmiany.
Trzymajcie się!
ojej, to urocze z tymi sąsiadami 😉 Dziękujemy!
Jesteśmy w trakcie przeprowadzki, w poniedziałek oddajemy klucze od naszej kawalerki. Męczą mnie sentymenty mocno, mieszkanko było długo w mojej rodzinie, nawet ja z rodzicami jako niemowlę chwilę tu mieszkałam… Piękne momenty przeżyłam tu z moim M. ale potrzebuję bardzo mocno świeżego powiewu, energii, nowego rozpoczęcia dlatego ze strachem , ale i nadzieją patrzę na nasze nowe mieszkanie, pozdrawiam i życzę ciepłej majówki. Karolina
No właśnie, o ten powiew i przestrzeń chodzi, to wiesz o czym mówię 😉 powodzenia w nowym miejscu!
„Dom jest tam, gdzie my” – to absolutna prawda Polko 🙂 Wlasnie dzisiaj skonczylam 43 lata i przeprowadzalam sie w swoim zyciu, najpierw sama a potem z rodzina 21 razy i to jeszcze nie koniec. Sama nie wiem jak to sie dzieje, ale kazde nowe miejsce po tygodniu jest juz moim domem, oswajam je szybko , wnosze swoje ulubione dodatki, zdjecia, obrazy, kwiaty, poduszki i milosc, bo ona jest najwazniejsza. Tak naprawde pamietam nie miejsca ale fajne rzeczy z nimi zwiazane, sytuacje, spotkania, ludzi. Nasze zycie to ciagla podroz i mam nadzieje ze przeprowadzka bedzie dla Ciebie kolejnym przystankiem w dlugiej podrozy. Powodzenia.
P.S. Choc jestem od Ciebie sporo starsza i dzieci juz mam prawie ,,odchowane” lubie czytac Twojego bloga i dziekuje, ze dzielisz sie z nami swoim zyciem, zwlaszcza zie jest tak kolorowe.
A.
wow! co za liczba, mam nadzieję, że moja adaptacja przebiegnie równie szybko 🙂 dziękuję za miłe słowa! 😉
Niestety (albo stety) dom to nie tylko cztery ściany, ale i kawał wspomnień, emocji i ogrom pracy włożonej w kreowanie własnego azylu. Przeprowadzka niemal zawsze wiąże się z wątpliwościami i chwilą melancholii, ale z drugiej strony pojawia się też ekscytacja nowym miejscem. Rzadko opuszczamy stare śmieci bez sentymentu, co wynika też z naszej tradycji. Nie migrujemy tak często jak chociażby Amerykanie, którzy zmieniają miejsce zamieszkania średnio co 5 lat… Jednak zdecydowanie bardziej wolę to nasze „zapuszczanie korzeni” 😉 Pozdrawiam!
Btw skąd Zosi skarpety? Moja przepada za kotami
Wlasnie wystawilismy mieszkanie na sprzedaz i przezywam dokladnie te same uczucia co Ty. Z drugiej strony urzadzanie nowego domu jest takie ekscytujace, to chyba najmilsze zajecie pod sloncem 🙂 Pozdrawiam!
Zdradź proszę skąd Zosine skarpety?
Nie pamiętam, ale chyba H&M, na pewno sprzed paru miesięcy co najmniej, już ciasnawe są 😉
dom jest tam gdzie my – to prawda, ale skrawek duszy pozostaje .. zostawiamy go w różnych miejscach, tam gdzie byliśmy ciut dłużej.
No właśnie, sentyment pozostaje i taka zmiana ma jednak słodko-gorzki smak.
Też dopisuję się do klubu sentymentalnych buł. W związku z wyprowadzką do innego miasta sprzedałam niedawno mieszkanie, takie wychuchane, wypieszczone, remontowane etapami ze względu na finanse. Ech, ile gazet wnętrzarskich przejrzałam, ile blogów prześledziłam i nocy na przemyśleniach spędziłam zanim cokolwiek w nim powstało. I wspomnienia z tych najważniejszych chwil, wszystko tam było pierwsze…. Zawsze to mieszkanie zostanie w naszym sercu, ale na pewno nie będziemy z rozrzewnieniem wspominać szaf, kuchni czy łazienki, a pierwsze lata życia w nim jako rodziny. I dlatego jest dla nas takie bliskie, bo przesiąknięte wspomnieniami. Ale my jako rodzina idziemy przez życie dalej razem i w kolejnym miejscu będziemy tworzyć wspomnienia. Tak sobie to tłumaczę, choć były i łzy i nieprzespane noce, bo jednak wychodzi się ze strefy komfortu i rzuca w nieznane, przynajmniej w naszym przypadku, bo przeprowadziliśmy się do Warszawy, miasta w którym nikogo nie znam. Więc życzę i sobie i Wam fajnych sąsiadów ???? resztę macie, a czego nie macie to dobudujecie ????
Nigdy nie myslalam, ze wyprowadzka dla dzieci moze byc smutna do czasu zupelnie luznej rozmowy z dzieckiem na widok osob, ktore wprowadzaly sie do nowego, pieknego mieszkania. Ja stwierdzilam, ze maja fajnie, ale juz moje dziecko w tym samym momencie zalalo sie lzami. Ze kocha swoje mieszkanko, ze lubi tam byc, ze by bardzo tesknila za nim. Nigdy nie myslalam, ze dla 4-letniego dziecka to sa takie przezycia! Dzieci niby lubia wszystko, co nowe, tajemnicze, myslalam, ze perspektywa wiekszego pokoju jest kuszaca, a tu taka niespodzianka z przywiazaniem do wlasnego DOMU.