Umiejętność odraczania gratyfikacji podobno szalenie przydaje się w życiu. Że niby nauczenie dziecka wybierania dwóch cukierków po obiedzie zamiast jednego przed, może pomóc mu osiągnąć sukces, albo przynajmniej ograniczyć pakowanie się w kłopoty w dorosłym życiu. Kontrola ego jest przejawem dobrostanu psychicznego – ludzie, którzy posiądą umiejętność czekania na nagrodę, cieszą się lepszym poczuciem własnej wartości, odczuwają mniej stresu, działają bardziej racjonalnie. Lepiej ogarniają życie po prostu – rzadziej są grubi, częściej mają oszczędności, nie robią sobie zaległości w pracy czy nauce.
Kto działa impulsywnie, nie daje sobie czasu na prawdziwy namysł, czy to, co chce zrobić/zjeść/kupić jest dla niego autentycznie dobre. Po prostu idzie i kupuje, je, kładzie się do góry brzuchem, zamiast najpierw zająć się obowiązkami. I ja mam w tym temacie pewnie niechlubne doświadczenia. Jak wszystko, co teoretycznie daje się wypracować w dzieciństwie, także i to można zwalić na rodziców – nikt mnie bowiem nie trenował, obiecując więcej cukierków po obiedzie. Ale zostawię dziś w spokoju kochanych staruszków, w latach osiemdziesiątych mało kto sobie zawracał gitarę wychowaniem dzieci na ludzi sukcesu zgodnie z nauką płynącą z eksperymentów psychologicznych (wtedy to się stało w kolejkach po szynkę na kartki). Nie będąc w temacie żadnym wielkim znawcą, ani też wytrawnym adeptem sztuki odraczania gratyfikacji, mam pewne obserwacje z własnych treningów silnej woli. Zaniedbania płynące z ignorancji właściwej ciężkim czasom, staram się przełamywać na własną rękę. Jedyne, co pomaga, kiedy wydaje mi się, że potrzebuję pączka/frytek/wina/nowych butów, to właśnie ta chwila zatrzymania, sekunda namysłu, ten moment, by zapytać samą siebie, dlaczego TAK NAPRAWDĘ chcę jeść/pić/kupować. Zazwyczaj potrafię szczerze zdiagnozować, że nie z głodu czy braku butów, jeśli wiecie, co chcę powiedzieć. Konsumpcja wszelkiej maści i inne zachowania kompulsywne mają swoje źródło w przeróżnych lękach, smutkach i tęsknotach, ochota na czekoladę rzadko jest tak naprawdę ochotą na czekoladę. To najczęściej jednak jakieś wewnętrzne dziecko, które prosi, by je przytulić, niestety.
Jeśli nadal jesteś w fazie przytulania swojego wewnętrznego dziecka czekoladą, możesz potrenować umiejętność odraczania gratyfikacji w wersji dla średnio zaawansowanych. Przyda się do przygotowania tego czekoladowego cuda. Kto ma wyjątkowo słabą kontrolę impulsów, może zeżreć tabliczkę czekolady od razu. Można też pokusić się o sekundę namysłu i zapytać samą siebie, dlaczego TAK NAPRAWDĘ musisz zeżreć tę czekoladę od razu. Jeśli uda Ci się choć trochę odroczyć, możesz doczekać się przeobrażenia tabliczki w niewiarygodnie kuszącą formę aksamitnego, kremowego bloku. To konsystencja i doznanie absolutnie warte każdej godziny, którą spędzisz zaglądając co chwilę do lodówki, sprawdzając, czy już zastygło.
Oczywiście możliwa jest też najdoskonalsza forma odraczania gratyfikacji, czyli całkowita rezygnacja z jedzenia słodyczy na rzecz późniejszej nagrody w postaci chudego tyłka (do czego zachęcam, żeby nie było, ale jak praktykuję, każdy widzi). Mam na tym polu nawet pewne sukcesy ostatnio, ale do cyborga mi nadal daleko. Są takie dni, kiedy jestem po prostu dumna z czekania aż czekolada zmieni stan skupienia. A potem ze zjedzenia jednego kawałka. Polecam Wam niniejszym ten trening kontroli impulsów dla średnio zaawansowanych, jest przepyszny.
Czekoladowy fudge z trzech składników
Słowem „fudge” określa się wprawdzie nasze krówki, ale ten wyrób to jednak coś zupełnie innego – aksamitnie gładkie, kremowe, lecz dające się równo pokroić słodkie bloki: czekoladowe, waniliowe, karmelowe, o smaku masła orzechowego i wiele, wiele innych (z surowym ciastem włącznie). Analiza niektórych przepisów na te apetyczne cuda przyprawia mnie jednak zazwyczaj o mdłości – te jasne często zawdzięczają swoją lekką, kremową konsystencję piankom marshmallows albo tzw. „marshmallow fluff”. Są też wersje ze słodzonym mlekiem skondensowanym i ta jest najbliższa przepisowi, który przetestowałam. Moja receptura jest dodatkowo bezlaktozowa, ale z powodzeniem możecie zastąpić mleko kokosowe i cukier trzcinowy puszką słodzonego mleka skondensowanego (trochę więcej pustych kalorii po prostu). Fudge jest bardzo intensywny – słodki i mocno czekoladowy, ma niezwykłą konsystencję – rozpuszcza się w ustach jak lodowe cukierki, totalny odpał dla miłośników czekolady.
Składniki:
- 1 puszka (400 ml) mleka kokosowego
- 150 g cukru (użyłam trzcinowego nierafinowanego)
- 3 tabliczki (po 100 g) czekolady (użyłam gorzkiej 70%, ale można połączyć mleczną i gorzką dla łagodniejszego smaku)
- opcjonalnie: łyżeczka ekstraktu waniliowego
Przygotowanie:
- mleko kokosowe wylać na patelnię lub do sporego rondelka, zagrzać, aż lekko zabombluje
- wsypać do mleka cukier (pominąć ten krok przy mleku skondensowanym) i gotować na małym ogniu, od czasu do czasu mieszając
- gdy cukier całkiem się rozpuści połączy z mlekiem, dodać połamaną na kawałki czekoladę, podgrzewać, mieszając aż do całkowitego połączenia składników
- masę przelać do małej blaszki lub plastikowego pojemnika (posmarować je wcześniej cieniutko olejem kokosowym, albo wyłożyć papierem do pieczenia), wstawić do lodówki i czekać, trenując swoje umiejętności odraczania nagrody, stawiając odpór fantazjom o wyżarciu masy łyżeczką prosto z pojemnika (moja czekolada wyglądała jak na zdjęciach po całej nocy w lodówce – dawała się kroić, ale jeszcze lekko się ciągnęła, po kolejnym dniu była jeszcze bardziej zwarta, jak blok czekoladowy)
Co o tym myślisz? Zobacz komentarze lub dodaj własny komentarz
Mmm… ????
Mleczko kokosowe jest, czekolady gorzkie też, tylko cukru brak???? Dzisiaj już nie polecę do sklepu???? można cukier pominąć albo zastąpić miodem lub melasą????
Ja mam cukier i mleko tylko czekolady brak 🙂 Musimy jakąś zrzutę zrobić. Pozdrawiam
Witam,
Inspirujesz mnie! Wczoraj robiłam curry z ryżem z kalafiora. Kalafior genialny! Sosik rownież zacny. A teraz te czekoladowe cudo na mleku kokosowym…
Śledzę Twojego bloga od niedawna, ale na pewno tu zostanę na dłużej.
Pozdrawiam
O kur..czę (i tu przepraszam za przekleństwo!)… to brzmi a na pewno wygląda cudownie!!!!! … Jutro robię!
Polko, a można zastąpić mleko kokosowe z puszk mlekiem z Twojego przepisu?
o, nie, będzie za rzadkie, musi być coś gęstego
o dżejson dobrze żem po nocnej dawce kosteczek czekolady bo byłabym skłonna wstać, wyrobić masę i zeżreć łyżeczką szukając wakacyjnej miejscówki, ufff
Wygląda cudnie! Na pewno spróbuje! A jakiej konkretnie blaszki użyłaś, wystarczy niewielka foremka w kwadracie?
tak, ja użyłam plastikowego, prostokątnego pudełka na jedzenie
Polko, musisz koniecznie się wybrać na wakacje gdzieś na hiszpańskie wybrzeże, ja polecam oczywiście Wyspy Kanaryjskie. Krótki pobyt tutaj to genialny odkompleksiacz. Po pierwsze, Hiszpanki i Latynoski mają z natury większe tyłki, które to tyłki pokazują, eksponują, ile się da i noszą je dumnie. Do głowy by im nie przyszło uważać to za mankament, wręcz przeciwnie, uważają, że one całe wraz z ich okrągłościami i tłuszczykiem są boskie. Nie istnieje tu też zupełnie znane w Polsce zjawisko – „o Boże, jaką ona ma gubą d…, uda, ona nie może nosić krótkich spodenek”. Tutaj kultura i zwyczaje są na odwrót niż u nas, tu mężczyźni wyciskają na siłowni i robią klatę, starają się, a kobiety mają fałdeczki i są cudowne, bo są.
Po drugie, to truizm, ale Polski naprawdę są piękne i zgrabne. Kilka dni spędzone na plaży w towarzystwie kobiet z Europy Zachodniej sprawiło, że czułam się jak miss world, nie przesadzam. I doszłam do wniosku, że problemy z wagą mają Brytyjczycy, a Polacy, hm, głównie Polski, są zgrabne.
Po trzecie, polecam kurs tańca brzucha, ale z jakąś dobrą instruktorką. Jedna z moich dawnych nauczycielek jest krągła. Jak ją zobaczyłam pierwszy raz, gdy zaczęła tańczyć, to pomyślałam, że jest super i że nigdy nie powinna się odchudzać i że w ogóle to przekonanie, że szczupłe jest piękniejsze, to jakieś wielkie kłamstwo. Innym jest „do twarzy”, jak są szczupli, innym jak są okrągli.
Kobiety, jak już wyrzucimy sobie z głowy ten dziwny kult szczupłego ciała, to będziemy mogły się cieszyć czekoladą! Pamiętając, że każdy kto ma super płaski brzuch, nie korzysta w pełni z przyjemności życia.
Pozdrawiam i idę coś zjeść 🙂
Uwielbiam Panią za te słowa. Mistrzyni!
Musiałabym tam chyba parę lat pomieszkać, żeby tak głęboko zakorzenione poczucie mogło się wykorzenić 😉 Nie potrafię w sobie wykrzesać takiej akceptacji dla fałdeczek, raczej od zawsze marzę, by się ich pozbyć 😉
Nie znałam wcześniej czekoladowego fudge, ale teraz koniecznie muszę go zrobić i poznać jego smaku, bo uwielbiam czekoladę pod każdą postacią.
Zrobiłam wczoraj 🙂 No i kurcze dzisiaj nie wygląda tak, jak Twoje 😉 Przelałam do silikonowej foremki, bo nic innego, płaskiego nie miałam. Na upartego łyżeczką można wyjadać, ale pokroić w takie kawałeczki raczej nie bardzo. Może żelatyna tu potrzebna?
oj, nie, zdecydowanie nie żelatyna. Daj mu jeszcze szansę, niech postudzi się kolejny dzień, może stężeje. A jak nie – do zamrażalnika na pół godziny 😉
A to też brałam pod uwagę 🙂 Chyba tak zrobię. Dziękuję 🙂
Hejka 🙂
Zainspirowana zdjeciami …. przystapilam do dzialania i co ???? Cwiczylam swoja cierpliwosc cale popoludnie zagladajac do ladowki i maczajac palucha liczac , ze juz juz jest gotowe. Ale OK nic z tego 🙁 Dalam sobie czas ze jak polezy w lodowce cala noc , rano juz bedzie . Jakie bylo moje zdziwienie kiedy rano dotknelam formy a tam dalej palec jak wpadal tak i wpada nic nawet nie ruszylo….. ;-(