Dziś będę pakować się do domu. Do walizki, prócz stosu brudnych łachów, włożę miód z rozmarynem i sól lawendową, figowy dżem, ziołowe mydełka i nalewkę. Podobno to się przywozi z Chorwacji, nie wiem, nie jestem pewna, po prostu takie suweniry wpadły mi w oko wśród kiczowatych magnesów i ręczników w delfiny. Nie przykładałam do tego większej wagi szczerze mówiąc, bo wiem, że z Chorwacji przywiozę zupełnie inne skarby.
Do domu wiozę opaleniznę w okulary i w strój kąpielowy, z którego przez dwa tygodnie wyszłam może ze dwa razy. Czerwony nos i czoło ze spacją między brwiami. Pół policzka nowych przebarwień od słońca. Włosy niemal blond, na końcach suche jak siano. Przywiozę ze dwa kilo na plusie od grillowanych krewetek w czosnkowym maśle, smażonych kalmarów z frytkami, zimnych Karlovačków i lodów, których pojedyncza porcja ma w tym kraju rozmiar głowy. Oraz szramę na pół łydki – pamiątkę po rodzinnej wyprawie kajakowej. Tak jak pozostałe uszczerbki na urodzie i portfelu będą pamiątką po dobrej zabawie, po relaksie z dużą dozą zapomnienia. Będą wspomnieniami, z których nie żałuję żadnego, bo skórę i włosy naprawię, dwa kilo zrzucę, pieniądze zarobię, a tych chwil przeżytych już mi nikt nie zabierze.
Ani obrazków, którymi będę ogrzewać się zimą i karmić, czekając na lepsze czasy. Bo tylko to tak naprawdę warto przywieźć z wakacji – te wszystkie zdjęcia robione oczami, kiedy zachodzi słońce nad mariną, albo gdy turkus wody jest turkusowy w sposób nierealny wręcz. Zapisane w pamięci kadry idealne i momenty doskonałego światła, wraz z perfekcyjną oprawą dźwiękową w postaci cykad i chlupania wody o brzeg. Z wakacji warto przywieźć ze sobą wszystkie miejsca i chwile, a potem pilnować, by nie zgubiły się wśród codziennych notatek, nie zakurzyły w brudzie zwyczajności. A także garść muszelek, kilka kamieni i listek w kształcie serca.
Ja dodatkowo wracam z Chorwacji z odzyskaną tu umiejętnością nicnierobienia, pięknego lenistwa, uważnego czytania, leżenia bez wyrzutów sumienia, nie sprawdzania maili przez dwa dni z rzędu. Z odkurzoną miłością, która na wakacjach potrafi cudownie w człowieku narastać, w tempie szybszym niż opalenizna, z dala od rachunków, zakupów na obiad i wynoszenia śmieci. Wtedy, kiedy się chodzi za ręce, wącha jego skórę, co pachnie solą i słońcem, albo skacze razem na bombę do basenu.
Wracamy przytuleni i uśmiechnięci, złoci i piękni, nakarmieni, spełnieni. Wracamy z całą masą obrazków i dźwięków, z całą walizką smaków, zapachów i cudnych wspomnień. Bo tylko to tak naprawdę warto przywieźć z wakacji w Chorwacji. To i miód lawendowy 😉
Co o tym myślisz? Zobacz komentarze lub dodaj własny komentarz
Extra pamiątki 😀
Po powrocie z Chorwacji bagażnik pełniejszy. Wina, rozmaryn, figi, arbuz, melony,pomidory ze straganu, karlovacko, oliwki, ajvary 😂 kocham tej kraj za to, że jest pełno dzikich miejsc.
Miałam ten miód lawendowy. Kocham lawendę i kocham miód ale razem niestety nie. Akacjowy najlepszy na świecie 😁 a do Chorwacji wracam często, wakacje NIE W CHORWACJI to dla mnie stracone wakacje. Wiem ze można chcieć jeździć po świecie, poznawać nowe miejsca ale tam jakoś czuje się jak w domu tylko zawsze jest ciepło i pięknie.
O miodzie Lavendowym nie wiedzialam! Dopisze do listy zakupow, Szczesliwego powrotu 🙂
Ja też przywiozłam miód lawendowy, jak dla mnie smakuje i pachnie jakby był perfumowany. Sery przepyszne.
Polko, zawsze w punkt 😉