Instytucja wiosennego spaceru z dziećmi to sprawa wielce pożyteczna. Wchłanianie tlenu i uzupełnianie deficytów witaminy D to tylko te najbardziej oczywiste z korzyści. W pakiecie dostajemy jeszcze całą masę zalet, jakie płyną ze wspólnego marszu przez parki, łąki i pola. Jakbyście jeszcze w tym roku nie zdecydowali się wylec wraz z resztą Polski na gofra na Monte Cassino, obwarzanka na rynku albo na oscypka na Krupówkach, jakby się ktoś jeszcze wahał albo się przypadkiem pozimowo zasiedział na kanapie, jeśliby kto pogardzał tą rozrywką rodem z sanatorium albo gdyby się Wam po prostu nie chciało, niech wie, co traci, zostając w fotelu.
1. OBSERWACJE FAUNY I FLORY
Obcowanie z przyrodą to jedna z największych korzyści. Bo i się dzieciak przy okazji coś tam o świecie dowie, i dorosłym przyda się odświeżający kontakt z naturą dzikszą niż trawnik pod blokiem. Raz będzie to zdechły gołąb, innym razem – ptasia kupa na ramieniu, ale to wszak także jest część fascynującego świata dzikiej natury, jakiego na BBC Earth nie uświadczysz. Sir David Attenborough też przecież od czegoś zaczynał, kto wie czy nie od jakiegoś gołębia właśnie. I choć w Ciechocinku na deptaku może być trudno o sceny jak z Nat Geo Wild, to każda szansa to rozbudzenie poznawczej ciekawości jest dobra. Rozbudzajmy więc, póki można. Śpieszmy się kochać drzewa, tak szybko odchodzą (ostatnio). Za parę lat opowieści o ptasich kupach na rękawach kurtek będą podobną egzotyką, co dziś anegdoty o kasetach magnetofonowych czy budkach telefonicznych. A jak się człowiek postara i wypuści parę kilometrów za deptak, to zdarzają się też i bardziej spektakularne spotkania z przyrodą, jak na przykład stado saren, które przebiegnie tuż przed nosem w lesie albo para wiejskich piesków parzących się z wiosennym entuzjazmem w rowie przy drodze. Wiem, bo widziałam nie dalej jak wczoraj, i pieski, i sarny w lesie (na Kaszubach jeszcze wszystkiego nie wycięli).
2. INTEGRACJA
Jak się idzie razem w jedną stronę, można sobie romantycznie pomilczeć, wrzucając tylko ukradkiem raz po raz co lepszą fotkę na fejsa. Można też – choć wiem, że jest to cokolwiek frywolna koncepcja – zrobić sobie kilkugodzinny cyfrowy detoks. Jakby Was w porywie wiosennej fantazji tak poniosło, żeby całkiem analogowy spacer sobie urządzić, może się skończyć tak, że zaczniecie ze sobą rozmawiać. Kto nie ma takiego nawyku, może się poczuć nieswojo, ale warto dać temu szansę i otworzyć się na nowe doświadczenia. Od śpiewów skowronków, bzyczenia pszczół, od widoku parzących się piesków i kotów, marcujących na śmietniku, może się nawet zdarzyć tak, że się człowiek jeden z drugim za rękę złapie. A takie amory, proszę Państwa, to jest korzyść nie byle jaka. Idę o zakład, że są na sali tacy, co się od zeszłej wiosny nie trzymali za ręce.
Integracja następuje nie tylko na linii mąż-żona, chłopak – dziewczyna, wiosenna aura sprzyja także mintyngom w rozszerzonym gronie. Ciocie i wujków, braci, szwagrów i teściowe, których nie widziało się od Bożego Narodzenia albo przynajmniej od śledzika, można teraz spotkać na neutralnym gruncie, niezobowiązująco, bez pieczenia trzech ciast czy wyprawiania trzydaniowego obiadu.
3. NOWE ZNAJOMOŚCI
Tu pole do popisu mają zwłaszcza właściciele psów i rodzice dzieci w wieku 1-3 (choć zdarzają się też rodzice psów i właściciele dzieci, różnie z tym bywa). Jedne i drugie bowiem (i psy, i dzieci w wieku 1-3) mają skłonność do uciekania, wpadania pod koła rowerów, hulajnóg i wrotek, zaczepiania obcych, wyjadania im frytek z talerzy w ogródkach gastronomicznych, sikania na trawnik przy bulwarze i innych form ściągania na siebie uwagi otoczenia. Właściciele i rodzice dzieci mają dodatkowo tę przewagę nad opiekunami czworonogów, że początek wiosny obfituje w rozliczne odzieżowe kontrowersje, które prowokują interakcje międzyludzkie. Nie od dziś wiadomo, że wszystkie dzieci nasze są, zawsze znajdzie się ktoś życzliwy, kto zechce Ci powiedzieć, że jeszcze za zimno na gołe rączki albo zapytać, gdzie zgubiliście czapeczkę. Dzieci w wieku 1-3 tym jeszcze różnią się od zwierząt, że na wiosennym spacerze z dużym prawdopodobieństwem zdarzy im się jakiś spektakularny atak buntu lub napad histerii pośrodku parku, a wtedy to już więcej niż pewne, że wdasz się z kimś w miłą pogawędkę na tematy wychowawcze. Jak w banku masz, że znajdzie się ktoś, kto lepiej wie, jak poradzić sobie z rykiem na glebie (klapsem, to jasne) albo zaproponuje rozwrzeszczanemu malcowi, że go zabierze.
4. ODCHUDZANIE
Jeśli gdzieś masz budzącą się do życia przyrodę, trzymanie męża za rękę, spotkania ze szwagrem czy pogawędki na tematy wychowawcze z przypadkowo napotkanymi emerytami, handluj z tym: spacery odchudzają. Zakładam, że znajdzie się wśród Was niejedna, która z planowanych piętnastu, zgubiła na noworocznej diecie pół kilo. Z pewnością czytają mnie osoby, które z trwogą myślą o zbliżającym się wielkimi krokami zrzuceniu płaszcza w fasonie oversize i ukazaniu światu uhodowanych przez zimę depozytów na boczkach. Ubieraj więc dzieciaki (na wypadek, gdybyś nie miała ochoty rozmawiać z seniorami – weź też czapeczkę) i dawaj na spacer. Jakieś 500 kalorii po godzinie marszu masz z głowy (a raczej z tyłka). O ile oczywiście nie uwieńczysz wycieczki gofrem z bitą śmietaną i frużeliną wiśniową ani inną rybką z palmowej frytury w nadmorskiej smażalni.
5. SEN
Mogłabym tak wymieniać dalej, spacerowych zalet znam bowiem na pęczki, ale przypomnę jeszcze tylko kończąc, że skutkiem marszu na świeżym powietrzu jest sen, jakich mało. Sen wybitny, kamienny. Sen, w który dzieci zapadają momentalnie po kontakcie z poduszką i żadne zmiany czasu im nie straszne. Gdybyście się więc przypadkiem pozimowo zasiedziały na kanapie, jakby się jeszcze komuś nie chciało, albo gdyby ktoś pogardzał z definicji instytucją wiosennego spaceru, niech przegoni towarzystwo z lenistwa. Zamęczy, dotleni i delektuje się kanapą.
Z której strony by nie spojrzeć – fajny wynalazek takie spacery.
Hania:
kurtka, spodnie – Zara
szalik – Numero74
czapka – Several Moments
buty – Clarks
Zosia:
kurtka – H&M
chusta – Zara
Co o tym myślisz? Zobacz komentarze lub dodaj własny komentarz
Niedzielne porosołkowe spacery to u nas mus. Gorzej, że dzieci jakoś drzemać nie chcą, tylko rozochocone wołają o więcej łażenia. Ale da się przeżyć.
A Polkowski fryzurę zmienił? 🙂
To nie Polkowski, to mój brat 😉 Spacer był w wariancie z ciociami i wujkami 🙂
A to pozdrowienia! 🙂
Uwielbiam Cię, Polka (tak na marginesie :*)
Namówiłaś mnie. Idę!
A my w niedzielę zrobiliśmy właśnie wczesny obiadek i zaraz potem fruu do lasu na spacer. Było wspaniale, cieplutko, słonecznie, szukaliśmy zwiastunów wiosny 😉 Spotkaliśmy jaszczurki, żuczki, biedronki,”kotki” na drzewach i nawet motyle! A jak smakowały zwykłe kanapki w plenerze! Młody (lat 5) nie chciał wracać… ale że jeszcze jechaliśmy do ukochanego Dziadka to dał się z lasu wyciągnąć 😉 Pozdrawiam ciepło!
Pierwsze co mi przyszło na myśl to Pan Polkowski fryzurę zmienił 😉 ufff piszesz że to Twój brat 🙂
PS. Uwielbiam Cię czytać 🙂
Pozdrawiam
Moje pierwsze skojarzenie patrząc na zdjęcia ” jezus maria a czy Polkowski wie o tym facecie ? ” ????????????
My przez cały rok wychodzimy na spacery. Dzień w dzień. Zimną nad morzem jest piękniej niż latem.
opłaca się, oj tak 🙂 Stokrotki i motyle już widziałyśmy 🙂
Super zdjęcia! Ale za dużo konwersacji z przypadkowo napotanymi emerytami na tematy odzieżowe by nie było. Hanka – jak trzeba – w czapeczce i szaliku :). Swoją drogą sama łapie sie na tym, że czasami mam ochotę wyluzowanym Francuzom zwracać uwagę na ubiór ich pociech. Gołe nogi i lekkie sweterki u dzieciaków przy temperaturze 10 stopni i huranganowym wietrze to u nich norma. Nawet z noworodkami sie nie patyczkują – z nosidelek i chust wystają w taką pogodę zazwyczaj łyse główki. Dla mnie, wychowanej w Polsce, opatulanej i przegrzewanej od wczesnego dzieciństwa na maksa, to trauma :).
Taki spacer to doskonała okazja, żeby samemu przyjrzeć się z bliska przyrodzie. Gdyby nie dzieci, prawdopodobnie ominęłaby nas okazja do kontemplowania spacerującego żuczka. Takie wspomnienie: gdy córka miała jakieś 4 latka, na spacerze znalazła tyciusieńkiego ślimaczka. Zachwycając się nim, stwierdziła: „Jaki maleńki i śliczny! Nazwę go Arcybiskup!” 😛 😀
B. zrobił furorę na blogu;) Nic nie umknie Czytelniczkom:)