Ciężki to miesiąc był – ten maj, wiecie? Czekałam na niego jak czterolatek na Mikołaja, czaiłam się jak szczerbaty na suchary, a tu spotkały mnie nie tylko kwiaty, biedronki i promienie wiosennego słońca. Promienie, owszem, były, ale te niestety i w tym roku postanowiły oszpecić mnie alergią na słońce. Dopiero teraz, gdy maj się kończy, zaczynam wyglądać i czuć się znośnie. Skórę moich rąk opuszczają powoli czerwone wybroczyny, a moje ciało – stres i zmęczenie. Co niestety nie sprawia jeszcze, że mam dużo energii, czuję się raczej jak przebity balon, jak flak jakiś, co wala się w kącie pokoju i nie ma siły się podnieść. Co mnie tak poturbowało, to Wam niedługo pewnie wyjawię (zepsuję zabawę – to nie ciąża!). Grunt, że wracam do żywych i zamierzam być już w czerwcu bardziej produktywna.
Jeśli nie liczyć zmęczenia i nerwów, był to także miesiąc malowniczy pod wieloma względami. W maju kochałam głównie niematerialnie. Niewiele towarzyszyło mi produktowych ochów czy achów, za to zachwytów okołoprzyrodniczych, uniesień emocjonalnych i innych olśnień – całe mnóstwo.
1. NASZ BABINIEC
Choć miewam chwile słabości (zazwyczaj w okolicach 7 rano i 21-wszej), to nauczyłam się lubić tę naszą Rzeczpospolitą Babską. Maj to u nas tradycyjnie pierwszy miesiąc letniej rozłąki, rok w rok zostaję wtedy słomianą wdową. Trochę mi ciężko, ale trochę miło też. Bujamy się tak we trzy i ogarniamy razem wszystkie sprawy – od szkoły, przez zakupy, po podlewanie kwiatów. W weekendy: spacery, wycieczki i lody. Zdarza mi się marzyć o magicznym pilocie, który wciskałby pauzę choć na chwilę, żeby przysiąść, gdy padam na twarz albo chociaż prysznic wziąć, nie musząc spod niego wybiegać w panice, jak Hanka włamuje się w piżamie na zalany deszczem taras. Ale też mamy fajne głupawki, przyjemne pogawędki, rozkoszne noce i słodkie poranki, jak tak sobie śpimy we trzy w dużym łóżku. Generalnie ogarniam takie życie i to mi też trochę siły daje, nie ukrywam.
2. KĄPIELOWE CUDA OD AJEDEN
Przyznam się szczerze, że rzadko używam twardych mydeł, ale propozycja otrzymania paczki z manufaktury, w której „czas płynie wolniej” mnie urzekła. Mydła, sole i kule do kąpieli Ajeden to naturalne kosmetyki z rodzinnego gospodarstwa, ręcznie wytwarzane z miodu z własnej pasieki, świeżego koziego mleka, zdrowych olejów i maseł. Odżywcze, nawilżające, genialnie pachnące kostki bardzo mi się spodobały. Każde jest inne i wyjątkowe, odpowiadają na różne potrzeby skóry – jest peelingująca kawa z cynamonem, odżywcze awokado, łagodzący aloes, natłuszczający miód z woskiem pszczelim, złuszczające płatki owsiane i inne. Świetne do codziennej pielęgnacji dla całej rodziny, także dla osób o wymagającej skórze. Spodobały mi się także sole, które zamieniają kąpiel w cudowny, odprężający rytuał – zawierają suszone płatki kwiatów, zioła i przyprawy korzenne oraz pielęgnujące olejki, dzięki którym skóra po wyjściu z wanny nie wymaga już balsamowania. Jeśli szukacie dobrych produktów kąpielowych, uczciwie wyrabianych przez ludzi z pasją, to idealny adres.
3. KWIATY
Ależ u nas w maju pachniało! Na Dzień Mamy zostałam hojnie obdarowana, ale też i sama obdarowuję się kwiatami dość regularnie. Po wiosennych tulipanach, które gościły na naszym stole praktycznie non stop, przyszedł czas na rozkoszny, majowy szaberek. Obczajone mam wszystkie drzewa owocowe i dzikie łączki w promieniu kilku kilometrów i bezkarnie ogołacam je z wszelkiego dzikiego kwiecia. Co ja się w maju bzu naszarpałam, co ja się nawynajdowałam niezapominajek, konwalii i chabazi wszelakich! Jeśli będziecie kiedyś w Gdańsku i spotkacie gdzieś przy drodze babę, z nieprawidłowo zaparkowanym samochodem, zrywającą jakieś polne bździny czy pastwiącą się nad krzewem jaśminu – to będę ja. Uwielbiam ten czas, kiedy brakuje mi już wazonów, a w każdym kącie mieszkania mam jakiś bukiet. Całkiem za darmo!
4. SZPARAGI
Czekałam na nie chyba bardziej nawet, niż na bez. Czekałam w ślinotoku, z utęsknieniem i ekscytacją, godnymi lepszej sprawy. A teraz kupuję, po dwa – trzy pęczki na raz, jak dobra cena i zajadam, zazwyczaj to jednak same, z odrobinką masła czy parmezanu co najwyżej. Miałam na koncie różne kulinarne wygibasy ze szparagami w roli głównej: były sałatki, omlety, tarty, risotta, makarony i pizze nawet, ale jakoś nie mogę oprzeć się wrażeniu, że to trochę profanacja jednak. Szparag to dla mnie taki cud natury, że żadne dodatki nie powinny mu przeszkadzać. Jest doskonały sam w sobie i póki sezon trwa, będę trwonić na nie ostatni grosz i wcinać jak królik świeżą koniczynkę. Niewiele jest dań, które darzę podobnym uwielbieniem, co szparagi gotowane z masłem (wiadomo wszak powszechnie, że czekolada to nie danie), ewentualnie w towarzystwie sadzonego jajka z płynnym żółtkiem. Gdyby jednak komuś się jakimś cudem znudziły, to kilka przepisów jest TUTAJ.
5. „MARCELLA”
Gdybym tylko miała w maju więcej czasu, połknęłabym ten serial na raz. Moja słabość do dobrych seriali kryminalnych przybiera na sile, mam też chyba do nich nosa, bo „Marcella”, to kolejna po „The Fall” i „The Bridge” perełka tego gatunku, którą odkryłam przypadkiem (choć pewnie nie ma przypadku w algorytmach Netflixa ;)). Odkrywam, że najbardziej lubię te z wyrazistymi, tajemniczymi policjantkami w charakterze głównych bohaterek. Tu dodatkowo akcja toczy się w moim ukochanym Londynie – tło tego miasta i brytyjski akcent sprawiają, że mamy Polkowy ideał, proszę Państwa. Niepokojący, mroczny klimat, w którym zawiłości śledztwa mieszają się z omamami rozchwianej emocjonalnie bohaterki sprawia, że nie mogę doczekać się kolejnego, wolnego wieczoru z Marcellą. To jedna z tych produkcji, które mocno wchodzą do głowy, o zawiłościach i niejednoznacznościach której myśli się kolejnego dnia robiąc śniadanie czy wioząc dzieci do szkoły. Na razie jest jedna seria, ale będą kolejne – szczerze martwię się, jak ich doczekam.
Co o tym myślisz? Zobacz komentarze lub dodaj własny komentarz
Ooo, pochłonął mnie netflix. Przy 7mc Młodym czasu nie ma za wiele, ale jestem „dorywczym nałogowcem”… że też zdecydowałam się dopiero teraz… Nie mogę sobie wybaczyć! 😉
Wczoraj chyba dzień bez nikotyny był, a mi na myśl przyszło, czy wymyślą kiedyś dzień bez netflixa? 😀
W niedzielę wyjeżdżamy na urlop… do Gdańska. Dopisuję „babę przy drodze zrywającą polne bździny” do listy must-see ????
haha, koniecznie 😉
Hehe:) Jak zaczęłam oglądać The Bridge, to tak sobie pomyślałam, że polecę ten serial Tobie, bo wydawało mi się, że może Ci się spodobać. Chwilę później akurat napisałaś, że go lubisz, to stwierdziłam wtedy, że muszę Ci wspomnieć też o Marcelli, no ale ostatecznie żadnego komentarza jednak nie napisałam. To chociaż teraz to zrobię;) The Fall nie znam, więc konieczne muszę obejrzeć.
Pozdrawiam Polko 🙂
haha, w takim razie koniecznie „The Fall” oglądaj, skoro mamy taki podobny gust serialowy 😉 A następnym razem polecaj, jak na coś fajnego wpadniesz!
Dziewczyny, polecam Broadchurch, nie będziecie zawiedzione 😉
Ładnie wyglądasz Polko 🙂 Alergii współczuję, mam w domu dwóch alergików, wesoło nie jest..
Bardzo lubię tą serię postów i regularnie na nią czekam, np. bransoletkami z Animal Kingdom zaczarowałaś mnie na amen 🙂
Zdradź proszę producenta Zosinych sandałów, tudzież białej spódniczki – piękne są, a do tego tego typu obuwia szukam mojej Rózi bez skutku.
Dzięki, cieszę się! A sandały są jedyne słuszne – Mrugała 😉 Spódniczka z Dudula Kids. Rózia – jak pięknie!
Bardzo dziękuję za odpowiedź. A co do imion, to mam też i Hanusie 🙂
River ????Polko koniecznie!
o a mi oprócz tych spodobał się jeszcze Luther z Idris Elba
Ja też polecam Broadchurch 🙂 River a jakże 🙂 i troche inny klimat to Ray Donovan
Agnieszko, chyba mnie też dopadła alergia na slońce. Pierwszy raz w życiu. Jak Ty sobie z tym radzisz? Jakieś kremy, blokery, pudry, wapno? Co działa u Ciebie łagodząco i czym to ukryć? Czy puder nie pogarsza sprawy?
Aniu, to jest masakra, bo generalnie najlepiej jest unikać słońca – ale weź tu unikaj, jak po wyjściu na taras wyskakują pryszcze. Musisz iść do dermatologa – dopiero po tabletkach (zyx) i maści (nie pamiętam, ale najsilniejszej) zmiany znikają. A poza tym filtr 50-tka i wapno. Mnie dopadło pierwszy raz na poważnie rok temu (wcześniej miewałam drobne placki, po których zostawał nieopalony ślad) i nie dało się tego zaleczyć bez interwencji lekarza 🙁
Dziękuję za radę. Byłam już u lekarza. Dostałam zastrzyk. Pomogło ale jak wyszłam na dwór to znów wróciło. Dostałam też tabsy i maść ale ciągle się waham czy brać przy karmieniu piersią. Niby można ale do końca nie zbadano tego więc ryzyko jakieś jest. A weź nie wychodź na dwór jak masz dziecko???? dramat. Dotychczas wychodziłam codziennie na 2 godziny a teraz siedzę
Polko, co to za sandały ma Twa najmłodsza latorośl?