światło przykładu (i domowe batony energetyczne)

Małżonkowie często zarażają się nawzajem. I nie mam tu na myśli rzeżączki, kiły ani innej chlamydiozy. Boże uchowaj. Chciałam raczej wspomnieć tu o zwyczajach, zainteresowaniach, pasjach i różnych pomniejszych korbach. Raczej takie „kto z kim przystaje, takim się staje”.

Znacie te wczasowe pary w identycznych adidasach i jednakowych polarach? W pewnym wieku można je odróżnić już tylko za sprawą wąsa u brzydszej połowy. Nie raz nabijaliśmy się z tych małżeństw na góralach w takich samych sportowych kurteczkach, a dziś dostajemy ataku śmiechu na swój widok. Ostatnio pojechał Polkowski do Warszawy pociągiem, wyszedł z domu, gdy jeszcze spałam, spotkaliśmy się późnym popołudniem. Wsiada do samochodu i oczom nie wierzę – tylko po wąsach można nas rozróżnić! Całe szczęście, że jeszcze nie moich. Oboje wystroiliśmy się tego dnia w czarne buty za kostkę, czarne dżinsy, szare swetry i szaliki oraz parki khaki. Wesoła z nas rodzinka, nie ma co, następnym krokiem będą górale i polary.

Wszystko zmierza nieuchronnie w tym kierunku. Jak tak dalej pójdzie zaczniemy uprawiać jogging w identycznych dupościskach. Polkowskiego fit szajba utrzymuje się już bowiem trzeci miesiąc i będzie to bodaj pierwszy raz w ciągu tych czternastu lat, co to z nim spędziłam, kiedy światło jego przykładu sprowadza mnie na dobrą drogę. Zazwyczaj sprowadzało bowiem na manowce. W mroczne i grzeszne lewiry lenistwa, obżarstwa i zdrowotnej ignorancji. Tymczasem się wziął i zmobilizował chłopak, aż miło popatrzeć. Toteż i początkowo patrzyłam głównie, ciekawa, kiedy mu przejdzie. Nie demotywowałam, broń Boże, po prostu z rezerwą podchodziłam do tej egzotyki: najpierw dwa, później trzy wieczory tygodniowo pakował bowiem kolega małżonek torbę i wychodził na – uwaga, uwaga – crossfit. Myślałam, że płuca wypluje, dostanie zawału, nerwowo patrzyłam na zegarek i zamartwiałam się, że nie wróci. Że zginie przygnieciony pięciokilową sztangą. Nie specjalnie mi to rzecz jasna pasuje, że mi tak znika wieczorami, ale cel jest jakby nie patrzeć szlachetny. Zaczęłam nawet wspierać – zakupiłam stosowne (i równie, co stosowne, to kosztowne) obuwie, bidon, a później nawet jeszcze odzież sportową. Jak już tam idzie wśród tych wymiataczy, wymoczek kochany, niech chociaż wstydu wyglądem nie przynosi. Po niespełna miesiącu zaczął wracać mniej jakby purpurowy, a wyraz jego twarzy przestał przypominać zbitego psa. Po jakimś czasie zaczęła się na niej malować duma i triumf. Trzeci miesiąc będzie, jak się wkręcił i nie wygląda jakby się miał w najbliższym czasie odkręcać. Od początku mi imponował zapałem, teraz jednak imponuje mi jeszcze bardziej – bo wytrwałością. Moja postawa znacznie mniej zawiera i zapału, i wytrwałości, ale przykład troszkę wzięłam – pojawił się basenik, czasem coś przy Chodakowskiej nóżką pofikam. Równie twarde, co on dziś uda i bicki, to ja mam co najwyżej czoło, ale od czegoś trzeba zacząć, nie? Dojdziemy i do twardych ud, do tych górali i dupościsków.

Podczas gdy ja z coraz większym zainteresowaniem przyglądałam się jego wyczynom, on coraz ciekawiej zaglądał mi w talerz. Chciał nawet dołączyć do mojego noworocznego detoksu, ale już pierwszego dnia przypomniało mu się, że nie może żyć bez chleba i makaronu. Więc nie dołączył, jeśli nie liczyć tych kilku godzin na diecie warzywnej. Nie mniej jednak, ja chyba też parę punktów u niego nabiłam zmianami, które wdrożyłam. Pozazdrościł mi sałatek i zdrowych przekąsek, do śniadaniówki zaczął pakować surową marchew i orzechy. I choć jada chleb, ryż, makaron, słodycze czasem nawet, to wyeliminował z diety sporo szitu, że o dwumiesięcznej abstynencji od coca-coli na początek wspomnę. Jeśli Twój stary na lunchu w delegacji zamawia sałatkę z komosy ryżowej, to wiedz, że akcja edukacji dietetycznej idzie Ci dobrze! Wprawdzie sceptycznie odnoszę się do tych wszystkich specjalistycznych mikstur i koktajli, co to je przed, w trakcie i po treningu łyka, ale widzę, że szuka tego, co energetyczne i zdrowe. Pod hasłem power foods można mu dziś do żołądka wszystko przemycić. Przemycam więc, co się da. Podsycam światło przykładu.

6

4

2

1

Batony energetyczne z daktyli i orzechów

(8-10 sporych batoników)

Składniki:

  • 400 g daktyli suszonych
  • 1 szklanka orzechów (u mnie mieszanka włoskich i migdałów, świetne będą też nerkowce)
  • pół szklanki nasion słonecznika
  • pół szklanki dmuchanego amarantusa (można zastąpić migdałami w płatkach, przesiekanymi lub zmielonymi na mniejsze kawałki)
  • łyżka masła orzechowego (ew. migdałowego)
  • łyżka oleju kokosowego
  • 2 – 3 łyżki gorzkiego kakao
  • opcjonalnie: ekstrakt waniliowy

Przygotowanie:

  • daktyle zalać ciepłą wodą (powinna je przykryć) i odstawić na ok. godzinę
  • odcedzić je z wody, przełożyć do blendera kielichowego i zmiksować z masłem orzechowym, olejem kokosowym i ekstraktem waniliowym na gładką masę
  • wydobyć ją z kielicha blendera i wymieszać z kakao, orzechami, słonecznikiem i amarantusem
  • masę rozsmarować w plastikowym pojemniku i schłodzić przez co najmniej godzinę w lodówce
  • pokroić na batoniki, przechowywać je przez kilka dni w lodówce

Co o tym myślisz? Zobacz komentarze lub dodaj własny komentarz

  • Reply Monika 6 marca 2017 at 06:21

    Co się stało z tymi naszymi facetami? 😀 mój też od trzech, ale nie miesięcy, tylko tygodni nie jada słodyczy, biega, ćwiczy w domu. Wczoraj zrobiłam domowa gorzka czekoladę z przepisu A. Lewandowskiej,co by chłop chociaż przy niedzieli zjadł coś czekoladowego, a on,że nie ma ochoty… Także ten, sprawdzałam czy żyje 😉 bo kiedyś to pochłanial słodycze tonami
    .. Cieszę się z tej zmiany,niech na zdrowie mu (nam) to wyjdzie… Mimo, że dla mnie oznacza to większego zaangażowania w kuchni. Przecież jego wysiłek nie może pójść na marne. Nie dam mu na obiad zwykłego tłustego kotleta i pyrow z sosem. Kombinuje jak mogę,żeby zjadł zdrowo. Cała rodzina na tym korzysta. Bierzmy przykład z naszych mężów i ojców dzieci naszych. Ruszmy i my tylki nasze 😀

  • Reply Cotakpachnie? 6 marca 2017 at 08:47

    super, muszę mojemu mężowi też takie zrobić! On co prawda crossfitu nie uprawia, ale pracuje fizycznie i kondycję ma o niebo lepszą niż ja 😀

  • Reply cuisine and art 6 marca 2017 at 10:18

    Nie mając szans na amarantus żaden, dmuchany czy też nie, używam (namiętnie) płatków owsianych. A gdy zabraknie daktyli – miodu. Cudownie, że się ci polscy faceci zmieniają, pamiętacie – Dziewczyny Drogie, naszych ojców w ich wieku? Miłego tygodnia!

  • Reply Iza 6 marca 2017 at 10:51

    Ja to czasami mam takie przebłyski, że bym sobie pobiegała wieczorem. Mam nawet stare adidasy i legginsy 😉 z czasów kiedy jeszcze miałam ochotę i czas chodzić na siłownię. Ale samej to mi się nie chce… no i nigdy tak serio nie biegałam. Parę razy na studiach na autobus 😉 Wczoraj 20 metrów za młodym jak na desorolce zwiewał 😉

  • Reply Alicja 6 marca 2017 at 18:20

    Szczerze Polko ?! Kiedys myślałam o Tobie ” jak ta kobieta sie ubiera ” jakieś parki rozciągnięte swetry styl ala uchodźca, ten facet zacznie sie oglądać z spódniczkami w szpilkach i z seksownym dekoltem ale teraz zmieniłam zdanie , świetni jesteście i tacy do siebie podobni, sama niewiem to chyba komplement … lubię Was i fajna i zgrana tworzycie rodzinkę … zazdroszczę

    • Reply Edyta Tkacz 7 marca 2017 at 15:33

      Hej Alicjo,
      Nigdy, przenigdy nie „złapiesz” faceta na stałe za pomocą spódniczek i szpilek. No chyba że na chwilę, wtedy to owszem. Bycie seksowną nie zależy od głębokości dekoltu. Fajna kobieta będzie fajna nawet chodząc w worku po ziemniakach.
      Wszystko rodzi się w naszej głowie, z pewności siebie. Ale wiem, nie jest łatwo tę pewność siebie utrzymać, jak wszystko wokół nam wmawia, że jesteśmy jakieś nie takie.
      Pozdrawiam

    • Reply Alicja 7 marca 2017 at 17:35

      Edyto nie zgodzę sie do końca wiele ze ten worek to tak celowo i przejaskrawione ale faceci to wzrokowcy jak kobieta będzie chodziła w worze pokutnym i będzie jej jechało z buzi to nie wierze ze będzie zakochany bez granic , ale Polka akurat jest bardzo zadbana kobietka

      • Reply Maga 7 marca 2017 at 20:39

        Przecinki nie gryzą ????

  • Reply Ilona 7 marca 2017 at 14:33

    I ty Polka bierz się za siebie, bo jak on tam się napatrzy na wytrenowane damskie ciała to będzie po mężu 😉

  • Reply Edyta Tkacz 7 marca 2017 at 15:23

    Najlepiej jest znaleźć sobie coś, co uwielbiamy robić, wtedy żadne ćwiczenia nie są męką i nie trzeba się do nich zmuszać. Po prostu ma się na nie ochotę jak na czekoladę.
    Ja w dzieciństwie byłam zawsze fajtłapą, nie lubiłam wuefu. Skoki przez kozła jeszcze ogarniałam, ale już wszelkie gry typu siatkówka i koszykówka to był koszmar. I tak rosłam i żyłam w przekonaniu, że jestem fizycznie słaba i się nie nadaję. Aż pewnego pięknego dnia, już byłam na studiach, trafiłam na przesłuchanie w…zespole pieśni i tańca. I nagle okazało się, że nadaję się do tańczenia. Z wycinania hołubców przeszłam do innych rodzajów tańca, po drodze odkryłam jeszcze jogę. Okazało się, że uwielbiam ćwiczenia rozciągające, wszelkie streachingi. A że do jogi, wbrew pozorom, potrzebna jest siła i krzepa, to nawet polubiłam podnoszenie ciężarów. Plus jazda na rowerze, wycieczki górskie, trekking i wyszło na to, że lubię sport. Z czasem jeszcze odkryłam też, że stres i różne przekonania mamy gdzieś wdrukowane w ciało, czasem coś nas blokuje, więc żyjemy, myśląc, że sport jest dla nas be.
    Teraz uważam, że ruch jest naturalny dla wszystkich zwierząt i ludzi, i że nie istnieje coś takiego jak „fajtłapa”. Po prostu każdemu lepiej wychodzą inne rzeczy i szkopuł tkwi w tym, żeby odkryć co akurat jest dla nas. A jak będziemy się zmuszać do czegoś, czego nie lubimy, to nic z tego nie wyjdzie. Lepiej już leżeć na kanapie.
    A wielu z moich dawnych nauczycieli wuefu wysłałabym na kursy doszkalające, jak uczyć.
    Pozdrawiam

  • Reply Ania 7 marca 2017 at 23:07

    Jakim cudem wcześniej nie wiedziałam, ze jest taka Polka i taki blog? No jakim cudem , się pytam? Powalasz mnie na łopatki swoimi tekstami. Cisza nocna, a ja rżę do ekranu, jak stara kobyła. Jesteś mistrzynią w pisaniu! Jak dla mnie mozesz nawet w tym worku po kartoflach chodzić.

    • Reply Polka Dot 8 marca 2017 at 09:10

      hahaha, dziękuję! ♥

  • Reply Meg 8 marca 2017 at 13:28

    A mnie się podoba taki styl.chcę mieć w wiosennej garderobie parkę i swetry worki:) Poleczko zainspirowałaś mnie do zmian w szafie;) i nie ukrywam, że oprócz pięknych wnętrz,chętnie zobaczę więcej Twoich stylizacji np na insta(ładnie proszę):)
    przy okazji wszystkiego dobrego w ten babski dzień piękna kobietko! I po prostu dzięki za ten blog;)

    • Reply Polka Dot 8 marca 2017 at 13:44

      Wiesz, przyznam Ci się, że ja też chętnie bym je zobaczyła, ale nie jestem wystarczająco odporna na złośliwości 🙁 zawsze się przy okazji dowiem, że jestem za gruba, więc dałam sobie spokój.

      • Reply Meg 8 marca 2017 at 14:43

        Hmm złośliwości są w modzie ale one po prostu zazdroszczą,że zabiegana mama dwójki dzieci umie fajnie się ubrać i dbać o siebie.sama się tego uczę bo marnie z tym.mam 26lat i zazwyczaj zapominam o sobie bo dziecko,dom,sprzątanie..a to ważne żeby dobrze czuć się ze sobą i ty to pokazujesz:) ja tam chętnie oglądam babeczki ,które sa w sam raz bo sama nie jestem szczypiorem;) a dla innych zawsze bedziemy troche za…także ja jednak mówię „więcej Polki” 😉

  • Reply Mumciuch.pl 9 maja 2017 at 15:18

    Pyszności! <3

  • Leave a Reply

    Serwus!

    Mrs Polka Dot

    JESTEM AGNIESZKA

    Jestem niepoprawną estetką ze słabością do pięknych przedmiotów i niestrudzoną kuchenną eksperymentatorką. Celebruję codzienność, cieszę się z małych rzeczy, dużo gadam, często się wzruszam. Uwielbiam fotografować, pisać i wymądrzać się, od ośmiu lat zajmuję się tym zawodowo.

    mój sklep

    Najnowsze posty

    przepisy