Wróciliśmy. Wprawdzie bardziej zmęczeni niż przed wyjazdem, ale z pewnością bogatsi o nowe wrażenia. Kto bowiem pragnie zrelaksować się na wakacjach z dziećmi, niech nie liczy, że uda mu się to osiągnąć na miejskich wypadach. Inna sprawa, że cały ten „relaks na wakacjach z dziećmi” to sprawa rzadko spotykana jest, choć podobno się zdarza. Są pewnie i takie okoliczności, i takie dzieci, że się da. Ale w wielkim mieście niespecjalnie. W wielkim mieście to są tłumy ludzi, tysiące bodźców, kilometry do przebycia i masa miejsc do odkrycia. Po spokojnych, wiejskich wypadach pierwszej części lata uznaliśmy jednak, że udźwigniemy. Tak też się stało, choć teraz to by nam się jeszcze przydał z tydzień w spa, żeby dojść do siebie po tych wszystkich kilometrach, bodźcach i odkryciach. Spa, jak się domyślacie, nie będzie, jest natomiast niniejszy post. O paru takich miejscach w Berlinie i kilku patentach na zwiedzanie z dziećmi wielkich miast w ogóle, które są warte uwagi, jak sądzę.
HULAJNOGI
Jak sobie pomyślę, że o mały włos ich nie zabraliśmy i że sapałam zniecierpliwiona, kiedy kolega małżonek wracał się po nie do domu…serio, nie wiem, co byśmy bez nich zrobili. Wszystkiego mogłabym zapomnieć, tylko nie hulajnóg. Absolutny must-have na miejski wypad z dziećmi. Ich działanie na młodzież należy zaliczyć do magicznych – kiedy tylko dziewczyny miały zrobić parę kroków na piechotę, snuły się rozmarudzone, zmęczenie przychodziło po dwustu metrach. Na hulajnogach natomiast jakimś cudem mogły śmigać od rana do nocy, przemierzały kilometry z uśmiechem na ustach i energią nakręcanej zabawki. Kiedy robiło się ciasno, trzeba je było momentami składać i nosić, ale to naprawdę szczegół przy ogólnym powiększeniu możliwości spacerowych, jakie daje ten niepozorny sprzęt. Do spakowania na każdy miejski wypad z dzieciakami od trzylatka w górę, obowiązkowo!
ROWERY
Nie tylko najpiękniejszy dzień w Berlinie, ale i podczas całego naszego wyjazdu w ogóle, spędziliśmy na rowerach. To jest wolność i frajda poznawania nowego miejsca, która nie może mierzyć się z niczym! I nie ma innego środka transportu, który pozwalałby tyle zobaczyć w kilka godzin z dziećmi, co rower. Było po prostu rewelacyjnie! Na samo wspomnienie, jak mkniemy przez ulice, aleje i parki Berlina, mijając znudzonych zwiedzających na nogach, uśmiecham się do siebie. Pedałowaliśmy przez siedem godzin, z kilkoma przerwami na lody, piknik w parku, piciu, siku i inne takie. Zośka była niezniszczalna i ze smutkiem pod wieczór oddawała rower, Hanka dopiero pod koniec dnia odpadła w swoim foteliku, więc była też przerwa na drzemkę na trawie 😉 Do zabrania na taką wyprawę koniecznie: mapa (albo telefon z dostępem do netu), dużo wody, mały kocyk i otwarta głowa. Podczas takiego zwiedzania nie trzeba absolutnie dobrze znać miasta, wystarczy zaplanować sobie początek trasy i mieć jako taką orientację w terenie. Najfajniejsze zakątki i najpiękniejsze uliczki odkryliśmy w Berlinie podczas spontanicznego zbaczania z głównej drogi. Na spontanie podejmowaliśmy też decyzje o jedzeniu czy odpoczynku, zatrzymując się po prostu na widok fajnej knajpy, ładnego skwerka czy placu zabaw. Wszędzie w centrum są ścieżki rowerowe lub pasy dla rowerów na jezdniach, więc poruszanie się na dwóch kółkach jest tam naprawdę proste.
Wypożyczenie trzech rowerów i fotelika na cały dzień w Berlinie to koszt około 35-40 Euro. Największa wypożyczalnia znajduje się vis a vis Zoo, tuż przy stacji Zoologischer Garten, my skorzystaliśmy z innej, nieco ukrytej w parku kilkaset metrów dalej. Stamtąd najłatwiej rozpocząć trasę przez Tiergarten w stronę bramy Brandenburskiej i potem dalej przez Mitte.
Z praktycznych porad mam jeszcze taką, żeby spakować się w plecak, bo niewiele rowerów ma przedni koszyk. Rada druga – jeśli chcecie kupić sobie jakieś napoje czy przekąski na drogę i mijacie sklep – kupujcie, nie licząc, że dalej będzie lepszy/tańszy/fajniejszy. Spożywczaków tam jak na lekarstwo, zastanawiałam się momentami, co ci ludzie tam jedzą, bo zdarzało nam się przemierzać całe dzielnice bez ani jednego sklepu, w którym można by kupić wodę, kanapkę czy owoce.
PARKI
Idealne miejsca, żeby złapać oddech od zwiedzania. Usiąść w cieniu, zjeść coś – czy to przygotowane wcześniej przekąski z plecaka, czy jakieś kupione nieopodal jedzenie na wynos. W Berlinie mnóstwo jest pięknych parków i zielonych skwerków, często połączonych ze świetnymi placami zabaw. Polecam szczególnie centralny, przepiękny Tiergarten z jego różnorodnością – od dzikich zakątków po wypielęgnowane trawniki z kwietnikami. Oddalając się od ścisłego centrum i wjeżdżając w boczne uliczki można też znaleźć fajne, zielone miejsca na odpoczynek. Obowiązkowy punkt programu do wytchnienia od miejskiego zgiełku.
KREUZBERG
Kolorowa, wielokulturowa, artystyczna i mega klimatyczna dzielnica, dużo bardziej urokliwa i wciągająca niż typowe turystyczne atrakcje centrum. Kafejki, sklepiki, skwerki, wąskie uliczki, w które warto odbić przy okazji zwiedzania któregoś z muzeów, zlokalizowanych na terenie Kreuzbergu, lecz bliżej centrum. Tu widać prawdziwe, tętniące życiem miasto, ale jest to takie tętno, które nie przyprawia o zawrót głowy. Wręcz przeciwnie – my dostrzegliśmy tam jakość życia, jaka nam się marzy na co dzień w Gdańsku. Piękne kamienice, zieleń, kawiarnie, do których można zejść z domu w kapciach, zielone łąki nad kanałem, na których ludzie rozkładają się po pracy. Żałuję, że nie wybrałam hotelu czy hostelu właśnie w tej dzielnicy, chciałoby się pochłonąć ten klimat dłużej.
MITTE
Znane przede wszystkim z takich flagowych miejsc jak Brama Brandenburska, aleja Unter den Linden, Reichstag, wieża widokowa czy park pamięci Muru Berlińskiego, okazuje się zupełnie inne, gdy zboczyć trochę z kursu szlakiem atrakcji turystycznych. My dość szybko zmęczyliśmy się „obowiązkowymi” punktami programu w postaci zabytkowych budynków i pomników, które generalnie wszyscy, co do jednego, mieliśmy w głębokim poważaniu i uciekliśmy w mniejsze uliczki. Bardzo fajne są okolice Hackescher Markt – plac wypełniony knajpami i boczne ulice handlowe, znacznie bardziej urokliwe niż koszmarny, hałaśliwy Alexanderplatz. Oba te miejsca są dobre na zakupy: pierwsze w mniejszych sklepach, drugie w jednym z centrów handlowych, ale to już raczej nie atrakcja dla rodzin z dziećmi. No, chyba że macie jakiś patent na łażenie po sklepach z mężem, dwójką nadaktywnych dzieci i dwiema hulajnogami, to wtedy tak, wtedy sobie kupujcie.
ZOO
Przed wyjazdem byłam na nie – nie chciałam spędzać całego dnia w ZOO, które przecież nie może się dużo różnić od tych, które znamy. Polecano nam je jednak gorąco, no i ciężko przed dziećmi ukryć fakt jego istnienia – jest w samym centrum miasta, a niektóre wybiegi są widoczne z pobliskiego parku. Poszliśmy więc i była to bardzo dobra decyzja, choć jak dla mnie zasiedzieliśmy się tam o godzinę – dwie za długo, wolałabym w tym czasie więcej powłóczyć się po ulicach. Bardziej niż eksplorować pawilon z owadami miałam chęć pochodzić jeszcze po mieście, może wreszcie upolować sobie coś na pamiątkę. Zostałam jednak przegłosowana, termity i chrząszcze wygrały i teraz uprzedzam lojalnie – to jest atrakcja na minimum 6-7 godzin, ZOO jest naprawdę wielkie, z mnóstwem atrakcji. Do największych, oprócz samych dzikich zwierząt rzecz jasna, należy zaliczyć szczegółowo rozpisane w ulotce, dość widowiskowe karmienie m.in. pand, goryli, fok czy lwów. To ostatnie tylko dla ludzi o mocnych nerwach – rozszarpywanie kur to widok nie dla każdego, sporo przy tym krwi i pierza, po klatkach walają się jakieś łapy i inne flaki, mało to wszystko apetyczne. Dobrą godzinę należy przeznaczyć na fantastyczny plac zabaw, osobiście umierałam z nudów w upale, ale dziewczyny wyszalały się tam pysznie.
Praktyczne info: w ZOO nie wolno się poruszać na hulajnogach, ale można zostawić je przy wejściu. Warto zainwestować 5 euro w wózek, bo teren jest naprawdę ogromny, większość kilkulatków wymięknie. Bilet rodzinny to wydatek ok. 50 euro, plus ewentualnie jakieś jedzenie wewnątrz (są tam dwie spoko kantyny, w których można zjeść normalny obiad).
Co o tym myślisz? Zobacz komentarze lub dodaj własny komentarz
Fajna przygoda.
co do hulajnogi do masz absolutną rację. Hania potrafi przejechac na niej pół dnia, a jak ma iśc na spacer to kwiczę że ją nóżki bolą…i tak jest „zmęcziona” po paru krokach.
Zdjęcia faktycznie oddają że fajnie spędziliście ten czas…
piękne zdjęcia :). ja byłam parę lat temu w muzeum figur woskowych i przy bramie właśnie :).
mieszkam w Niemczech i faktycznie jeżeli chodzi o małe sklepiki to jest tutaj jak na lekarstwo, najprędzej kupi się jakiś napój czy batonik w kiosku a tak trzeba naginać do dużych marketów :).
buziaki ;*!
I człowiek po wypiciu 2 butelek wina z kumpelą, zamiast zapaść w sen, czyta! I planuje pojechać znów do Berlina! I to jak najszybciej się da. Polko kocham Cię!
Jak mona zachwalac i zachwycać się państwem, które tyle złego zrobiło Polsce.Niemcy wybijali nas jak ptaki, a Ty zachwycasz się każda ich uliczka czy skwerem . Wstyd, duży wstyd.
hahaha, nie wierzę, Ty tak serio? Wyobraź sobie, że u północnych sąsiadów też byłam, w swej ignorancji historycznej całkowicie olewając potop szwedzki. Wiedeń też mi się bardzo podobał, niezależnie od zaborów. Pewnie informacja o tym, że przez sześć lat uczyłam się niemieckiego uczyni ze mnie w Twoich oczach naczelnego wroga narodu, ale nie dbam o to. Nawet chyba nie będę tracić energii na tłumaczenie Ci, że rozumiem, dlaczego tam się łatwiej żyje niż w Polsce i że uważam to za niesprawiedliwość dziejową. Ani że wykorzystałam to jako lekcję historii dla Zosi, którą odbyliśmy przy resztkach muru berlińskiego. Bo czuję, że jesteśmy z innych światów i to nic nie da. Nienawiść do całego narodu za grzechy innego pokolenia jest mi obca i nigdy jej nie zrozumiem.
hehe padnę i nie wstanę, Pani Olgo – nie ciekawość to pierwszy stopień do piekła lecz nienawiść i ignorancja…. Polko, mnie Pani Olga spali na stosie, jak powiem, że caaaaałe wakacje jeździmy po Niemczech…..byliśmy na Rugii – przepiękna wyspa….polecam bajkowy Sellin (z nadmorskich, polecam także Heringsdorf), w Rostocku, Stalsundzie, Greifswaldzie,Berlinie, Poczdamie, – ogrody Sansoucci to bajka – i hulajnogi to podstawa dla całej mojej trójki począwszy od 3 do 9 lat:):)…….a w ten weekend olaboga…….jedziemy do Lubeki…….o matko – mogłam się nie przyznawać….teraz Pani Olga chyba zejdzie na zawał…..
Mozna sie zachwycac, jak najbardziej. Miedzy innymi dlatego, ze Berlin 2017 nie ma nic wspolnego z Berlinem z 1939 roku, poza nazwami ulic moze. Spolecznie zmienil sie calkowicie. Neofaszyzm jest tutaj dlawiony bezlitosnie, czego swiadkiem jestem bardzo czesto w mediach, jak i na ulicy (mieszkam w Berlinie).
Gdyby Hitler zobaczyl jaki Berlin jest dzisiaj, prawodopodobnie przewracalyby sie w grobie.
Mozna sie zachwycac, jak najbardziej. Miedzy innymi dlatego, ze Berlin 2017 nie ma nic wspolnego z Berlinem z 1939 roku, poza nazwami ulic moze. Spolecznie zmienil sie calkowicie. Neofaszyzm jest tutaj dlawiony bezlitosnie, czego swiadkiem jestem bardzo czesto w mediach, jak i na ulicy (mieszkam w Berlinie).
Gosia, dokładnie. To jest ogromny plus kompleksu Niemców, który jest związany z II wojną światową. Proponuję też tej oburzonej Pani nie robić zakupów w sklepach niemieckich i aut! W ogóle nic, co wspieraloby ten nazi rynek 😀
Olgo, nie wierzę że to napisałaś. Serio. Moja ukochana Babcia, warszawianka, bardzo dużo straciła w Powstaniu, ale znając biegle 3 języki bywała w Niemczech u rodziny która tam wyjechała po
Wojnie. Jako dziecko zapytałam ją, będąc zresztą wtedy w Niemczech- czy jej nie przykro że to Niemcy wszystko zrobili. Odpowiedziała mi, że trzeba przebaczać. Tyle. )
Nie jest to miasto do którego chciałabym kiedykolwiek jechać. Z wielu względów, aczkolwiek na zdjęciach wygląda ładnie.
Pozdrawiam
Zuzia.
Jechałabym! A hulajnoga, fakt, obowiązkowa, my mamy też swoje dorosłe wersje i to dopiero jest czad!
Byłam ponad tydzień temu, na weekend… pkp z Sopotu:) 6h i jestes w centrum. Dla mnie było to tymbardziej fajne bo jechalismy z mężem na taką „randke” bez dzieci;) Najedliśmy sie w spokoju, połazilismy, popiliśmy piwko wieczorem w knajpach. Jedyne co mnie uderzyło to syf wszechobecny;/ bardzo brudne miasto, pelno syfiastego grafiti nie mającego nic ze sztuką do czynienia;/ wszędzie walają się papiery, butelki i niedojedzone kebaby;/ Potem człowiek zaczyna doceniać swoje miasto, jak piekne i czyste jest i że nie mamy czego sie wstydzić…a pomyśleć, że jeszcze 15 lat temu Polacy nie zauważali śmietników i rzucali wszystko pod nogi;)
Berlin jest idealny na wypad z dziećmi (bez dzieci jeszcze bardziej :D) – byliśmy rok temu latem z moim chłopakiem i 3 naszych koczkodanów. Zwiedzanie, uliczki, parki, zabytki i świetne muzea (historii naturalnej, techniki). Historia w zasięgu ręki – bardzo poruszająca wystawa o tym, jak krok po kroku rozwijał się nazizm, jak prześladowano ludzi za to, że tego nie akceptowali, przeciwstawiali się….. dzieci dopytywały, próbowały zrozumieć jak to możliwe….wiele było takich momentów. Warto zatem pojechać, zobaczyć, pomyśleć. Wstydu nie ma….
Ale narobiłaś mi ochoty na wypad do tego miasta. W tym roku byłam pierwszy raz w Hamburgu, widzę wiele podobieństw i aż zatęskniłam za tym gwarem , gdyż na co dzień mieszkam na wsi ????????W przyszłym roku koniecznie Berlin Twoimi śladami Polko ☺Przepraszam z góry za swe zachwyty wszystkich oburzonych przeciwników ????
Sklepy są. Nie zawsze są tylko szyldy informujące, że to sklep. Poza tym, o wiele taniej wychodzi kupować wodę w sklepach typu Edeka, Lidl, Rewe itd. 🙂 mieszkam w Berlinie 4 lata i też rower jest moim przyjacielem tutaj. No i często zawodna komunikacja miejska, ale serio można nią dojechać prawie wszędzie. Bardziej polecam volkspark Friedrichshain ;] i też lepsze zoo pod względem miejsca na piknik i w ogóle miejsca oraz świetnego placu zabaw (też wodnego) i też tańsze jest na tierpark 🙂 kreuzberg niestety, ale wieczorami nie jest taki super z dziećmi.
Świetne zdjęcia 🙂
Naprawdę nie spodziewałam się, że to może być tak kontrowersyjny wpis! Szok. Co ludzie mają w głowach..
A Twoja odpowiedź Polko jak zawsze z klasą, dowcipem i ironią. W punkt!
Bardzo fajny i praktyczny wpis 🙂 Aktualnie planujemy wypad do Berlina z naszymi dzieciakami (9, 5, 5). Pomysl ze zwiedzaniem miasta na dwoch kolkach bardzo mi sie podoba, ale tak sie zastanawiam czy nasze dziewczyny ( 5 – letnie blizniaczki) moglyby sie jeszcze zmiescic w fotelkiach? Ile Twoja Hania miala lat podczas waszej wizyty w Berlinie? Pozdrawiam 🙂
Foteliki są zazwyczaj do 20 lub 23 kg. Jeśli dziewczyny są cięższe, to zawsze można wypożyczyć przyczepkę lub rower cargo.